Strzeżono go jak źrenicy oka

Wywiad przeprowadził Andrzej Dryszel

Nie pamiętam, czy kochałem się dziś rano ... - mówi Kurierowi Leonard Cohena

   Jego piosenki znamy na pamięć. Jego płyty towarzyszą nam od lat. Leonard Cohen. Kanadyjski piosenkarz, poeta. Wreszcie jest w Warszawie.

   - Proszę Państwa, żadnych rozmów poza konferencją - zastrzegał wcześniej Andrzej Marzec z "Pagartu" - Na lotnisku ?  Bardzo proszę - nie !  - Proszę wyłączyć telefon - to już potem do recepcjonisty "Victorii" - Żadnych informacji !   -   żądał w imieniu managera.

   Nie zdołaliśmy go powitać na płycie stołecznego lotniska. Tkwimy więc za żelazną bramką. O tym, że przylatuje ze Sztokholmu o 11.35 wie - mimo wszelkich wcześniejszych zastrzeżeń nie tylko Kurier. Są dziewczyny z "Hybryd", jest Maciej Zembaty - "ambasador" poezji Leonarda Cohena w Polsce.

   Wreszcie wychodzi. Wysoki. W długim płaszczu. Wygląda na swoje 51 lat. Ten sam, tak bardzo znajomy głos. Studentkom obiecuje, że pomyśli o spotkaniu w "Hybrydach". Umawia się z Maciejem Zembatym. Trudno się przecisnąć przez tłumek fotoreporterów.

  - Czego oczekuje Pan po wizycie w Polsce !  Czy Pan wie, jak bardzo popularny jest Pan u nas ? - Pytamy Cohena.
  
Popularność ? Jak to cudownie słyszeć. O tym, jak będzie w Polsce porozmawiajmy może po ostatnim z koncertów.

  - Podobno miał Pan przyjechać do Polski już w 1981 r. ?
  
Tak. Ale niestety przyjazd nie doszedł do skutku.

  - I pytanie zaczerpnięte z jednej z Pana ballad: Czy kochał się Pan dziś rano ?
    
Nie pamiętam. Uśmiecha się i odchodzi dopełnić formalności paszportowych.

   Trwają dość długo. Czekamy u wejścia do saloniku recepcyjnego. Jeszcze jedno zdjęcie i już pędzimy do "Victorii".

   Pytamy o apartament Mr. Cohena. Jeszcze nie wiadomo, gdzie artysta będzie mieszkał. Po kilku minutach nadjeżdża autokar z całą ekipą. Cohen rozluźniony spaceruje po hallu, podpisuje okładki płyt, które mu podsuwamy, przekazuje pozdrowienia dla Czytelników Kuriera.

   Cohen z częścią ekipy jedzie na górę, okazuje się, że mieszka w pokoju 609. Wsiadam w następną windę i jadę. Staję przed otwartymi drzwiami pokoju Cohena - jest sam ! Widzi mnie, wychodzi. Oczywiście zapominam wszystkich przygotowanych pytań. Bąkam nieśmiało:

 - Jestem jednym z milionów Pana miłośników w Polsce. Czy mógłbym prosić o chwilę rozmowy ? Uśmiecha się, kręci głową.
Ciągle ktoś chce ze mną rozmawiać. A z jakiej jesteś gazety ?
Z Kuriera Polskiego. Napisał Pan pozdrowienia dla naszych Czytelników.
Dobrze. Ale szybko. Jestem bardzo zmęczony... Zaprasza do pokoju. Proszę siadać (sam chodzi po pokoju, momentami przysiada na brzegu krzesła. Włączam magnetofon.)

 - W Polsce ludzie uczą się Pańskich wierszy na pamięć, stoją dwie noce, żeby kupić bilet na koncert. Czy jest Pan świadom wpływu, jaki wywiera Pan na myśli i uczucia milionów ludzi ? Czy ma to znaczenie dla Pana twórczości ?
Tak, oczywiście, to ma znaczenie ale czasem bardzo ciężko mi określić dokładnie, jakie. Wiem, że moje pieśni krążą po całym świecie, przekraczają granice - a ja jeżdżę za nimi i śpiewam dla ludzi. Ale ciężko mi powiedzieć, co te ballady dla nich znaczą. Sam jestem pod wpływem rozmaitych rodzajów muzyki. Tematy wielu moich piosenek rodzą się po prostu w mym sercu.

 - Wielu naszych pieśniarzy wzoruje się na Panu, powstają nawet ballady zatytułowane       " Listy do Leonarda Cohena". Czy zamierza  Pan spotkać się z którymś z nich ?
Przekazuję moje najgorętsze pozdrowienia dla wszystkich pieśniarzy i poetów w tym kraju. Właśnie jako poeta i kompozytor. Spotykam się z tyloma ludźmi, podróżuję bardzo dużo. Najważniejsze dla mnie jest danie wam dobrych koncertów.

 - Czy Pan doświadczył tego wszystkiego, o czym Pan śpiewa ? Czy był w Pana życiu facet w niebieskim płaszczu przeciwdeszczowym, dziewczyna o imieniu Nancy, spotkanie w Chelsea Hotel ?
Moje pieśni pokrywają się z moim życiem - żachnął się

 - Dokładnie ?
Tak, po prostu tak.

 - Czy to, że Pańskie korzenie są na Wschodzie wpływa na Pańską twórczość ?
Tak, i to w bardzo dużym stopniu. Moja Matka przybyła z Litwy, śpiewała mi wiele litewskich i rosyjskich pieśni, których nauczyła się jeszcze przed rewolucją w Rosji. Rodzina mego ojca pochodziła zaś z małego miasteczka Budiciev.

 - Berdyczów ? 
Tak, Berdyczów, właśnie stamtąd pochodzimy.

 - Podobno uczestniczył Pan w inwazji w Zatoce Świń w 1961 r. ?
To plotka. Byłem wtedy w głębi kraju i tylko śledziłem rozwój wypadków, nie uczestniczyłem.

 - Ballada ma trzech wielkich mistrzów: Cohena, Dylana, Wysockiego. Czy można Was jakoś porównać ze sobą ?
Myślę, że jest wielu mistrzów ballady na tym świecie, Wielu takich, wielu takich, których nawet nie znamy. Gdy usłyszę naprawdę piękną balladę, to nie uważam się wcale za mistrza. Trzeba mieć świadomość, że zawsze startuje się od zera.

 - Śpiewa Pan o miłości, seksie, religii. Nie pisze Pan protest-songów, nie jest Pan zbuntowany. Dlaczego ?
Nie wiem, nie wiem (śmieje się, rozkłada ręce)

 - Jak właściwie zaczęła się Pańska kariera ?
Nigdy nie myślę, że zrobiłem karierę. Po prostu kiedyś zacząłem śpiewać pieśni, pisać książki i miałem chyba trochę szczęścia, że zdobyły popularność.

 - Pisze Pan właściwie tylko o sobie, o swoich uczuciach i przeżyciach. Czy nie jest Pan trochę egocentrykiem ?
Tak piszę tylko o tym, czego sam doznałem. Może jestem egocentrykiem ? Sam o sobie bardzo dużo myślę ...

 - Prawie stale mieszka Pan na greckiej wyspie Hydra. Jak właściwie spędza Pan tam czas ?
Hydra to bardzo dobre miejsce do wypoczynku i bardzo dobre miejsce do pracy. I przede wszystkim zawsze jest tam ciepło. Nigdy przedtem nie znałem takiego miejsca, w którym słońce świeci przez 8 miesięcy w roku. To jeden z powodów, dla których zostaję tam na tak długo.

 - Czy boi się Pan śmierci ?
Tylko głupcy nie boją się śmierci.

 - Wszyscy czekamy na to, aby Pan zaśpiewał swoje najsłynniejsze ballady ..
Zaśpiewam pieśni będące w jakimś stopniu wyborem z wszystkich moich ballad - od tych najstarszych i najbardziej znanych do całkiem jeszcze nowych.

Cohen wstaje. To już koniec rozmowy.
- To były dobre pytania.

   Wychodzę z pokoju. Wiem, że w tej rozmowie najbardziej liczyła się możliwość osobistego kontaktu z tym człowiekiem i gdzieś głęboko, satysfakcja, że właśnie Kurier jest pierwszą gazetą, która uzyskała wywiad od mistrza Leonarda.