Robotnik piosenki

Z  LEONARDEM COHENEM, śpiewającym poetą, rozmawia Tomasz Kalita


fot.  Cris Buck

TOMASZ KALITA:  Dlaczego pan jest taki smutny, Mr Cohen ?
LEONARD COHEN: To jest moja twarz.

- A może to taki trick ?  Kostium piosenkarza, Leonarda Cohena ?
- Najlepsze tricki wychodzą wtedy, kiedy nie zdajemy sobie sprawy, że je         robimy.

- Wokół pana kręci się tylu ludzi, a sprawia pan wrażenie człowieka    samotnego.
- Mam paru dobrych przyjaciół.

- W Kanadzie ?
- W moim sercu.

- Dużo ich tam jest ?
- Diabeł podsłuchuje, gdy wylicza się swoich przyjaciół.

- Czy ma pan przyjaciół w Polsce ?  Oprócz Macieja Zembatego o czym wie   każdy.
- "Madziek" tłumaczy moje piosenki. To co się dzieje między poetą a jego tłumaczem, to jest coś innego niż przyjaźń. Czy mam więcej przyjaciół w Polsce ?  Myślę, że te kilkanaście tysięcy, dla których śpiewałem.

-  Przyznaje się pan do polskiego pochodzenia.
- Moja cała rodzina pochodzi z Polski. Nie wiem nawet, ile setek lat tui żyła. Moja matka wyemigrowała z Litwy w 1925 roku. Dziadek mego ojca - 1865.

-  Czy ma to dla pana jakieś znaczenie ?
- Gdy byłem mały, moja matka śpiewała piosenki z tej części świata. Wychowałem się przy jej śpiewie. Nie jeżdżę jednak po Kanadzie i nie opowiadam wokół, że jestem polskiego pochodzenia. Gdy teraz o tym wspominam, to nie dlatego, żeby się przypochlebić ani też wbijać w dumę. Czuję się przede wszystkim Żydem. Ale coś z tych kultur - Polski, Rosji, Litwy przeniknęło do ducha moich przodków. I to nie jest mi obce ani tym bardziej udawane. To gdzieś we mnie pobrzmiewa.

-  Czy to są źródła pańskiego talentu, poetyckiej wrażliwości ?
- Trudno powiedzieć, skąd pochodzi talent, ten dar. Jestem po prostu szczęśliwy, że składam się z tych trzech kultur. Że jestem Żydem i trochę Polakiem, i trochę Litwinem. Ale jestem również nieszczęśliwy, pamiętając, co stało się z moimi żydowskimi braćmi w czasie wojny.

-  Czy dlatego w pańskich piosenkach jest tyle rezygnacji i rozpaczy ?
- Wszyscy wciąż jesteśmy przerażeni. Wielu z nas odczuwa przerażenie nawet wtedy, kiedy się kocha, kiedy spotykamy coś wielkiego, czego nie możemy zrozumieć. To może być także miłość. Próbujemy ten strach pokonać. I o tym śpiewam. Ktoś mi tu w Polsce powiedział nawet, że jestem dekadentem, że takie są moje piosenki. A ja pamiętam, że gdy byłem mały, tak śpiewała moja matka, kręcąc się po domu. Czy to znaczy, że ona też była dekadentką ?

- Jak to się dzieje, że w czasie kiedy króluje hałaśliwy rock, potrafi pan jedną nostalgiczną piosenką trzymać w napięciu parę tysięcy młodych ludzi ?
- Jest wiele rodzajów muzyki. Do każdego przemawia inna, a każdy ma tę jedną, która trafia do niego od razu. Serce, uczucie przybiera wiele różnych kształtów - czasem mówi do nich delikatnie, a czasem bije w nas.

- Czy Leonard Cohen zdaje sobie sprawę, jakie zamieszanie wywołują    piosenki w sercach ludzi ? Zwłaszcza tych przetrąconych przez życie ?
- Moje własne życie zostało przez nie zrujnowane ...

- Wciąż śpiewa pan o kobietach - Jane, Joan, Suzanne, Marianne, Mary-   Ann...
- W moich piosenkach są kobiety, są mężczyźni, jest Bóg. Czasami, kiedy naprawdę jestem w formie, to wszystko mi się miesza. Nie wiem wtedy, czy śpiewam o kobiecie, o mężczyźnie, czy o Bogu. Wtedy to jest jedno.

- W piosence "Famous Blue Raincoat" jest kobieta i dwóch mężczyzn. Którym z nich - tym, który stanął jej na drodze, "chudym cyganem złodziejem", czy tym, który nie może teraz spać o "czwartej nad ranem" - jest Leonard Cohen ?
- Kiedyś zabrałem komuś kobietę. Kiedyś sam zostałem zraniony - mnie zabrano kobietę. Spotkałem również kobiety wolne, których nikt nikomu nie może ukraść. O tym jest ta piosenka.

- Znałem dziewczynę, która uwielbiała tę piosenkę...
- Nie musisz się mnie obawiać, jestem już stary. Co innego dwadzieścia lat temu. Swoją droga proszę pozdrowić ją ode mnie.

- Skąd pan czerpie tematy swoich piosenek: z poetyckiej wyobraźni, własnych wspomnień, przeżyć ?  A może są to efekty zwykłej kalkulacji - mają wzruszać i tyle.
- Na pewno nie jest to wyrachowana kalkulacja. Skąd je biorę ?  Gdybym wiedział, na pewno udawałbym się do tego źródła coraz częściej.

- Ma pan kłopoty z komponowaniem ?
- Są ludzie, którzy piszą doskonałe piosenki jadąc taksówką. Ja do nich    należę.

- "Take this Longing" - zabierz tę tęsknotę - pisał pan podobno siedem lat.
- Wiele piosenek pisałem przez wiele lat. Czasem trudno mi się z nimi rozstać. Czasem mi po prostu nie wychodzą, nie mogą się ujawnić, nie dają odkryć przez kilka lat. Wiem, czuję, że jest w tym niezły utwór, że jest w tym jakaś prawda, ale nie mogę tego odnaleźć. I dlatego muszę być cierpliwy w poszukiwaniach. Nienawidzę tego uczucia, bo nie znoszę czekania.

- Skąd więc pan bierze na to siłę ?
- Z czerwonego wina.

- Czy pańska elitarna twórczość zapewnia panu wystarczającą klientelę ?
- Nie zarabiam zbyt wiele. Nie jestem z tej samej ligi, co Bob Dylan, Beatles, Rolling Stones. Nie robię takich pieniędzy. Moja sytuacja ekonomiczna to ciągła huśtawka: góra-dół. Nie mogę sobie z tym poradzić. Jestem robotnikiem, który pracuje w piosenkach. Ale jestem z tego zadowolony, że jestem właśnie taki.

- Pańskie piosenki są gęste od nadmiaru uczuć, od emocji. Ale przecież śpiewa pan je w show-biznesie. Są częścią tego świata. Jak to pogodzić ?
- Nie unikam żadnego ze światów, w jakich żyję, które znam. Nie ustawiam się na uboczu świata show-biznesu. Muszę z nim współpracować. Muszę utrzymywać kontakty z wytwórniami płyt, które rządzą piosenką w Ameryce, tak jak muszę utrzymywać kontakty z dziennikarzami. A wszystko po to, żeby moje piosenki "szły w świat". Muszę się nimi zajmować, chronić je, pomagać im, żeby trafiły do ludzi na całym świecie.

- Nie żal panu sprzedawać swoje uczucia ?
- Sprzedaje je za bardzo niską cenę. Tak niską, jak tylko jest to możliwe.

- Podobno Dylan wiele panu zawdzięcza ?
- On mnie bardzo kocha...

- Co w Cohenie - idolu zostało z Cohena - barda pokolenia beatników i    hippiesów ?
- Kiedy byłem młody - byli hippiesi, kiedy byłem jeszcze młodszy byli beatnicy, a jeszcze wcześniej - tak zwana bohema. Zawsze byłem jakoś związany z tymi nurtami w muzyce, ale nigdy nie byłem w ich środku, choć zawsze mnie one interesowały.

- Mógłby pan teraz zaśpiewać nagle wśród ludzi, którzy panu się spodobali ?
- Wiele czasu spędzam na śpiewaniu z przyjaciółmi. Mam bliskiego    przyjaciela, który gra na banjo i często sobie śpiewamy razem.

- Zauważył pan, że "wczesne Coheny" są chętniej słuchane ?
- Tak się dzieje z każdą publicznością . Słuchała dotąd moich wcześniejszych nagrań, a ja zdążyłem przez ten czas się zmienić. Jednak pod koniec koncertów, jeśli wszystko idzie dobrze, słuchacze też się zmieniają, jak ja zdążyłem przedtem. I wtedy wszystkie piosenki się podobają.

- "Jestem głupcem, ale myślę, że to uleczę przez tę pieśń - śpiewał pan     kiedyś. Co pan chciał swymi piosenkami pokonać, uleczyć, zagłuszyć ?
-   Ta piosenka powstała, jak pamiętam, spontanicznie, nie była przygotowywana, nie powstawała przez lata jak inne. Mam kilka takich piosenek. Wydawało mi się pewnie wtedy, kiedy śpiewałem, że mogę ukoić siebie i serca innych ludzi. Ale zdawałem sobie jednocześnie sprawę z tego, że jestem głupi, wierząc w to. Myślę, że nadal jestem tego rodzaju głupcem.

- Wierzy pan, że śpiewaniem, poezją można coś zmienić na tym świecie na lepsze ?
- Nie jestem pewien, czy nawet siebie zdołałem zmienić. Było już wielu wspaniałych ludzi, którzy chcieli tego dokonać. Był nawet człowiek doskonały - Jezus Chrystus. I temu też się to nie udało. Czasem jednak człowiek czuje, , że jest na dobrej drodze, wydaje mu się, że zdoła coś zrobić.

- Bywa, że inni tego od pana i pańskich piosenek oczekują. W czasie nocnej audycji radiowej z Poznania jeden ze słuchaczy wyraził życzenie, żeby pan zmiękczył serce Reagana, a ten zniósł restrykcje. Jak pan widzi, Leonard Cohen ma w Polsce sporo do zrobienia. Dlaczego zatem nie przyjechał pan do nas wcześniej?
- Ja nie mam takiego poczucia czasu, jak większość ludzi. Nie wiem, co to znaczy wcześnie-późno. Pewne rzeczy zdarzają się w odpowiednim czasie i tyle. Często nie wiem, dlaczego akurat coś się dzieje.

- Co się stało, że tym razem znalazł pan drogę do Polski ?
- Przed tym tournée pojęcia nie miałem, że przyjadę do Polski, chociaż rozmawiałem o tym wiele razy. Próbowałem. Kiedy już byliśmy na trasie koncertów, okazało się, że jest szansa odwiedzenia waszego kraju. Natychmiast zdecydowałem się, że jadę, ale musiałem zapytać moich przyjaciół z zespołu. Oni są, po prostu, zawodowcami i nie mogę ich narażać, a niektórzy obawiali się przyjazdu tutaj. Wciąż czytamy i słyszymy różne rzeczy. Głosowaliśmy - i jesteśmy tutaj.

- Czy w jakimkolwiek innym kraju organizowane są, tak jak w Polsce,    Festiwale Pieśni Leonarda Cohena ? Jest pan u nas klasykiem.
- Bardzo mnie to wzrusza. Są takie kraje, gdzie Cohena kochają, są takie, gdzie jego piosenki lekceważą. Nie wiem od czego to zależy. Wydaje mi się, że w krajach, w których coś ważnego dzieje się, o coś ludzie walczą, moje piosenki przemawiają do nich. W krajach bogatych, sytych i bezpiecznych ludzie nie są zainteresowani tym, co mam im do powiedzenia.

- U nas zainteresowanie było ogromne - w ciągu czterech dni pobytu w    Polsce dał pan aż cztery koncert ?
- Zdaję sobie sprawę z waszych kłopotów, mówiłem o tym w tej pięknej sali w Warszawie, ale jest w tym wszystkim coś heroicznego. I to nie jest żaden komplement. Nie chodzi mi o ocenę tych zjawisk. My na zachodzie za mało wiemy, żeby zajmować jakiekolwiek stanowisko. Ale wierzę, że to jest jakaś walka o duszę waszego narodu. My to czujemy i jesteśmy poruszeni.

- Mr Cohen, to już trzecie chyba pokolenie słucha i wielbi pana. Czy nie zniknie pan nam znowu, jak to było już nieraz, na jakąś nową Hydrę, czy inną wyspę ? Może tym razem na dłużej, może na zawsze ? 
- Nie znam przyszłości. Moje serce przemawia do mnie stłumionym głosem. Czasami to, co mówi nie dociera do mnie przez długi czas. Każdy żyje ze świadomością, że nie zdąży powiedzieć, wyśpiewać wszystkiego. Mam nadzieję, że jeszcze długo będę śpiewał. Jest to dar, jaki posiadam. I jeżeli ten, który dał mi ten dar  zdecyduje, że czas mi go odebrać, to nie pozostanie mi nic innego do zrobienia, jak powiedzieć - Dziękuję Panie.