- Niedawno
zakończył się w Krakowie trzeci Ogólnopolski Festiwal Pieśni Leonarda Cohena.
Obserwując koncerty konkursowe, czułam się nieco zbulwersowana. Okazało się, ze
Cohena można śpiewać w stylu kabaretowym, bluesowym, dancingowym. Wydaje się, że
wykonawcy starali się przede wszystkim zaskoczyć oryginalnością interpretacji.
Jak Panowie oceniają efekty tych zabiegów - jako jurorzy, tłumacze, a Pan Maciej
Zembaty również jako wykonawca pieśni Cohena?
M. Zembaty: - Uważam, ze
poziom artystyczny festiwalu był zadawalający, wyższy niż w roku ubiegłym.
Pierwszą nagrodę otrzymał zespół "ROTTEN APPLE" z Warszawy - uczniowie i
nauczyciele XI Liceum Eksperymentalnego, którzy znakomicie wyczuli istotę tej
poezji.
- Czyli zwyciężyła
jednak tradycyjna spokojna, "wierna" interpretacja?
M. Zembaty:
- I tak, i nie. Wprowadzili przecież nowe instrumenty
wzbogacając aranżację. Poza tym jestem przekonany, ze ci ludzie, kiedy schodzą
ze sceny po występie nadal są sobie bliscy i nadal dobrze się razem czują. Była
mowa o Cohenie dancingowym. Taką wersję zaprezentowała "WIELKA PROWIZORA" z
Białegostoku. I sądzę, że gdyby sam mistrz siedział w jury, nagrodziłby właśnie
ten zespół. Tak zwany nurt dancingowy nie jest zły, zresztą ostatnia płyta
Cohena dowodzi, ze i on idzie w podobnym kierunku. To może się nie podobać, ale
tak się na świecie śpiewa i w Białymstoku ludzie wiedzą, co się dzieje w Los
Angeles.
M. Karpiński: - Rozmawiamy o poziomie wykonania i
wartościach muzycznych, ale nie o to przecież chodziło. Przegląd pomyślany był
jak spotkanie, przygoda intelektualna, fakt natury socjologicznej, a nie jeszcze
jeden festiwal piosenki. Tymczasem w tym roku niebezpiecznie sterowano w stronę
kolejnej "imprezy"; pojawiła się gigantomania: wielkie koncerty, wielkie sale,
zawodowi wykonawcy.
M. Zembaty: - Zaobserwowaliśmy niepokojącą, a nawet
przerażającą zmianę, jaka nastąpiła w zachowaniu laureatów poprzedniego
festiwalu: "jesteśmy już profesjonalistami, a więc dawać nam tu stawki i to nie
najgorsze, bo inaczej my Cohena śpiewać nie będziemy". Powstał taki nowy zawód:
wykonawca Cohena. I ludzie ci utracili świeżość, idą w sztampę, banał. A
kierownicy klubów w całej Polsce zapraszają ich na koncerty - i płacą.
- Biorąc pod uwagę zapotrzebowanie publiczności, jest to w
pewnym sensie zrozumiałe.
M. Karpiński: - Tak, ale nie temu miała
służyć idea przedsięwzięcia. I dlatego uważam, że festiwal pieśni Cohena,
organizowany w dotychczasowej formule, spełnił swoje zadanie. Ukazał, jak
ogromna jest skala zainteresowania autorem, stał się też dla wielu ludzi okazją
do ciekawego spotkania, przeżycia sympatycznej przygody. Miał bardzo
niezobowiązujący charakter, a kontynuowany na siłę, doprowadziłby nieuchronnie
do przesytu.
M. Zembaty: - Ja również nie wyobrażam sobie
dalszego "ścigania się w Cohenie" Poezja tego typu powinna jedynie być
kierunkiem dla poszukiwań artystycznych. Taka inspiracja przydałaby się choćby
naszej piosence studenckiej popadającej czasem w czarną rozpacz i transparentowy
styl. Marzę o tym, by ktoś wreszcie uwierzył Cohenowi i zaprezentował na
estradzie podobny rodzaj twórczości.
- Co więc należałoby zmienić w organizacji następnego
festiwalu Cohena?
M. Zembaty: Przede wszystkim trzeba go
odbiurokratyzować. Już w tym roku udało się przekonać dyrekcję, ze samo bycie
dyrekcją jest błędem. Chciałbym również przy okazji przyszłego festiwalu
przedstawić ludziom amerykańskiego poetę, którego twórczość wywodzi się z
podobnego stanu ducha, lecz pokazuje trochę inny świat: RICHARDA BRAUTIGANA, dla
mnie po Cohenie najbardziej interesującego.
M. Karpiński: Trzeba położyć większy nacisk na
wrażliwość, światopogląd, zawartość emocjonalną pewnego typu poezji, a nie
wyłącznie na fakt, ze to Cohen, więc my z Cohenem, dla Cohena, o Cohenie. Widzę
wielkie niebezpieczeństwo w tej hiperpopularności - młodzi ludzie nie powinni
redukować swoich zainteresowań wyłącznie do jego ballad. Wprawdzie sam Cohena
tłumaczę, ale dla mnie na nim świat się nie kończy, zajmuję się wieloma
sprawami i nie chciałbym popaść w taki zawężony schemat.
M. Zembaty: Ja również bardzo się cieszę, że
po wielu nagraniach Cohena otrzymałem wreszcie propozycję przygotowania płyty
autorskiej. Wszyscy kojarzą mnie wyłącznie z kanadyjskim poetą, przychodzą do
mnie różni ludzie i pytają: "co by Cohen na to?"
- Bardzo podobał mi się pokazany w Krakowie spektakl
teatralny: "Słynny niebieski prochowiec", zrealizowany przez pana Karpińskiego.
Czy będzie jeszcze okazja do obejrzenia tego widowiska?
M. Karpiński: Trwają rozmowy z jednym z
teatrów profesjonalnych i mamy nadzieję, że niedługo dojdzie do premiery
przedstawienia opartego na poezji Cohena.
M. Zembaty: A mnie interesuje próba pokazania
Cohena w skali masowej. Uważam, że wiek XX jest wiekiem wielkich widowisk lub
rzeczy superkameralnych - nie znosi środka. I jestem przekonany, ze mógłbym
zaprezentować Cohena na przykład w dużym i pięknym amfiteatrze.
- Dziękuję za rozmowę. Dobrą ilustracją do tego, o czym
mówiliśmy, będzie chyba wypowiedź samego Leonarda Cohena: "Jak mówić poezję".
|