Nowy zawód: Wykonawca Cohena
Rozmowa z Maciejem Karpińskim i Maciejem Zembatym
Katarzyna Dolińska

 


fot. Alberto Manzano        Hydra 1980

 

- Niedawno zakończył się w Krakowie trzeci Ogólnopolski Festiwal Pieśni Leonarda Cohena. Obserwując koncerty konkursowe, czułam się nieco zbulwersowana. Okazało się, ze Cohena można śpiewać w stylu kabaretowym, bluesowym, dancingowym. Wydaje się, że wykonawcy starali się przede wszystkim zaskoczyć oryginalnością interpretacji. Jak Panowie oceniają efekty tych zabiegów - jako jurorzy, tłumacze, a Pan Maciej Zembaty również jako wykonawca pieśni Cohena?

M. Zembaty: - Uważam, ze poziom artystyczny festiwalu był zadawalający, wyższy niż w roku ubiegłym. Pierwszą nagrodę otrzymał zespół "ROTTEN APPLE" z Warszawy - uczniowie i nauczyciele XI Liceum Eksperymentalnego, którzy znakomicie wyczuli istotę tej poezji.

- Czyli zwyciężyła jednak tradycyjna spokojna, "wierna" interpretacja?

M. Zembaty:
- I tak, i nie. Wprowadzili przecież nowe instrumenty wzbogacając aranżację. Poza tym jestem przekonany, ze ci ludzie, kiedy schodzą ze sceny po występie nadal są sobie bliscy i nadal dobrze się razem czują. Była mowa o Cohenie dancingowym. Taką wersję zaprezentowała "WIELKA PROWIZORA" z Białegostoku. I sądzę, że gdyby sam mistrz siedział w jury, nagrodziłby właśnie ten zespół. Tak zwany nurt dancingowy nie jest zły, zresztą ostatnia płyta Cohena dowodzi, ze i on idzie w podobnym kierunku. To może się nie podobać, ale tak się na świecie śpiewa i w Białymstoku ludzie wiedzą, co się dzieje w Los Angeles.
M. Karpiński: - Rozmawiamy o poziomie wykonania i wartościach muzycznych, ale nie o to przecież chodziło. Przegląd pomyślany był jak spotkanie, przygoda intelektualna, fakt natury socjologicznej, a nie jeszcze jeden festiwal piosenki. Tymczasem w tym roku niebezpiecznie sterowano w stronę kolejnej "imprezy"; pojawiła się gigantomania: wielkie koncerty, wielkie sale, zawodowi wykonawcy.
M. Zembaty: - Zaobserwowaliśmy niepokojącą, a nawet przerażającą zmianę, jaka nastąpiła w zachowaniu laureatów poprzedniego festiwalu: "jesteśmy już profesjonalistami, a więc dawać nam tu stawki i to nie najgorsze, bo inaczej my Cohena śpiewać nie będziemy". Powstał taki nowy zawód: wykonawca Cohena. I ludzie ci utracili świeżość, idą w sztampę, banał. A kierownicy klubów w całej Polsce zapraszają ich na koncerty - i płacą.

- Biorąc pod uwagę zapotrzebowanie publiczności, jest to w pewnym sensie     zrozumiałe.

M. Karpiński: - Tak, ale nie temu miała służyć idea przedsięwzięcia. I dlatego uważam, że festiwal pieśni Cohena, organizowany w dotychczasowej formule, spełnił swoje zadanie. Ukazał, jak ogromna jest skala zainteresowania autorem, stał się też dla wielu ludzi okazją do ciekawego spotkania, przeżycia sympatycznej przygody. Miał bardzo niezobowiązujący charakter, a kontynuowany na siłę, doprowadziłby nieuchronnie do przesytu.
M. Zembaty: - Ja również nie wyobrażam sobie dalszego "ścigania się w Cohenie" Poezja tego typu powinna jedynie być  kierunkiem dla poszukiwań artystycznych. Taka inspiracja przydałaby się choćby naszej piosence studenckiej popadającej czasem w czarną rozpacz i transparentowy styl. Marzę o tym, by ktoś wreszcie uwierzył Cohenowi i zaprezentował na estradzie podobny rodzaj twórczości.

- Co więc należałoby zmienić w organizacji następnego festiwalu Cohena?

M. Zembaty: Przede wszystkim trzeba go odbiurokratyzować. Już w tym roku udało się przekonać dyrekcję, ze samo bycie dyrekcją jest błędem. Chciałbym również przy okazji przyszłego festiwalu przedstawić ludziom amerykańskiego poetę, którego twórczość wywodzi się z podobnego stanu ducha, lecz pokazuje trochę inny świat: RICHARDA BRAUTIGANA, dla mnie po Cohenie najbardziej interesującego.
M. Karpiński: Trzeba położyć większy nacisk na wrażliwość, światopogląd, zawartość emocjonalną pewnego typu poezji, a nie wyłącznie na fakt, ze to Cohen, więc my z Cohenem, dla Cohena, o Cohenie. Widzę wielkie niebezpieczeństwo w tej hiperpopularności - młodzi ludzie nie powinni redukować swoich zainteresowań wyłącznie do jego ballad. Wprawdzie sam Cohena tłumaczę, ale dla mnie na nim świat się nie kończy, zajmuję się wieloma sprawami i nie chciałbym popaść w taki zawężony schemat.
M. Zembaty: Ja również bardzo się cieszę, że po wielu nagraniach Cohena otrzymałem wreszcie propozycję przygotowania płyty autorskiej. Wszyscy kojarzą mnie wyłącznie z kanadyjskim poetą, przychodzą do mnie różni ludzie i pytają: "co by Cohen na to?"

- Bardzo podobał mi się pokazany w Krakowie spektakl teatralny: "Słynny niebieski prochowiec", zrealizowany przez pana Karpińskiego. Czy będzie jeszcze okazja do obejrzenia tego widowiska?

M. Karpiński: Trwają rozmowy z jednym z teatrów profesjonalnych i mamy nadzieję, że niedługo dojdzie do premiery przedstawienia opartego na poezji Cohena.
M. Zembaty: A mnie interesuje próba pokazania Cohena w skali masowej. Uważam, że wiek XX jest wiekiem wielkich widowisk lub rzeczy superkameralnych - nie znosi środka. I jestem przekonany, ze mógłbym zaprezentować Cohena na przykład w dużym i pięknym amfiteatrze.

- Dziękuję za rozmowę. Dobrą ilustracją do tego, o czym mówiliśmy, będzie    chyba wypowiedź samego Leonarda Cohena: "Jak mówić poezję".