Mnich Leonard Cohen
z Leonardem Cohenem, poetą i pieśniarzem
rozmawia Kinga Dębska


Fot. Karolina Markiewicz

Mów do mnie Leonard.

Dziękuję, Leonardzie. Od trzech lat mieszkasz w buddyjskim klasztorze nieopodal Los Angeles. Czy nadal piszesz wiersze ?

Do niedawna byłem tutaj kucharzem. Teraz nie mam zbyt wiele wolnego czasu. Dni w klasztorze są bardzo wypełnione i tylko czasami mam krótką przerwę.

Co robisz w ciągu dnia ?

Przez ostatnie trzy lata gotowałem dla mojego starszego nauczyciela i opiekowałem się nim. Teraz zmieniono mi pracę i zostałem jednym z mistrzów sali medytacji. Większą część dnia zajmuje mi medytacja.

Czy masz w klasztorze swoje syntezatory ?

Tak, ale jeszcze ich nie rozpakowałem. Zanim zostałem powołany na mnicha, skomponowałem wiele utworów, których jeszcze nie wydałem, a które chciałbym kiedyś wydać. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, i nie myślę o tym zbyt często. Mój nauczyciel ma 90 lat i postanowiłem spędzać z nim jak najwięcej czasu i jak najwięcej się nauczyć, dopóki jeszcze żyje.

Twój nauczyciel jest Japończykiem ?

Tak, jest japońskim mnichem, nazywa się Hiroshi Sasaki.

Czy zen jest Twoją nową religią ?

Zdecydowanie nie traktuję zen jako religii. Zwłaszcza że mam już bardzo dobrą religię, jestem Żydem i nie szukam nowej. Zen nie ma charakteru religijnego, nie ma tam modlitwy, Boga ani dogmatycznej teorii. To po prostu okazja, by posiedzieć w spokojnym miejscu, a trudno o to w dzisiejszych czasach. Dlatego trzeba otoczyć je mnóstwem reguł, ogrodzeń i zasieków, żeby pozostało spokojne. Potem już tylko siedzisz tam i pracujesz nad sobą. Taka możliwość to wielki luksus i potrzeba wielu surowych zasad, żeby utrzymać ten spokój.

Zacząłeś praktykować zen przeszło 20 lat temu. Kiedyś powiedziałeś, że dla Ciebie jest to sposób na przetrwanie.

Myślę, że nikt nie traktuje tej szkoły zen, szkoły rinzai, jako luksusu lub ciekawostki turystycznej, ponieważ jest ona bardzo surowa, rygorystyczna. Tylko ci, którzy są rozbitkami życiowymi, którzy zostali w jakiś sposób złamani, będą chcieli zacząć praktykować. Jest to ostatnia deska ratunku dla ludzi, którzy nie są w stanie już nic innego zrobić i zaprzestali innych poszukiwań. Zen to studiowanie osobowości i jeśli robisz to dostatecznie długo, to w końcu odkrywasz, że twoje ego jest iluzją, i że dotąd szukałeś czegoś fikcyjnego. Ale nie można cały czas żyć w zamkniętym świecie medytacji, ponieważ nie ma tam restauracji ani toalet. Jednak wracasz stamtąd odświeżony i gotów znów stawić czoło światu.

Jesteś uważany za pesymistę. Czy zen pomógł Ci pogodzić się z samym sobą i odnaleźć nadzieję ?

Pamiętam, jak w latach 70. moja muzyka byłą krytykowana jako przygnębiająca i mówiono, że moje płyty powinny być sprzedawane z żyletkami, bo to dobra muzyka do podcinania sobie żył. Zaprosiłem wtedy mojego przyjaciela i nauczyciela, Hiroshiego, na sesję nagraniową. Połowę czasu przespał, a kiedy nazajutrz spytałem go, jak mu się podobało, odpowiedział: " Leonardzie, powinieneś śpiewać smutniej ". Co do zen - każdy przeżywa wzloty i upadki. Ja także miewam chwile zwątpienia, kiedy zastanawiam się co tu właściwie robię. Pamiętam, jak podróżowałem z nauczycielem do klasztorów trapistów i pomagałem mu organizować rekolekcje. Zaprzyjaźniłem się z jednym z katolickich mnichów, który spędził w klasztorze 12 lat. Spytałem go, jak to znosi, a on odpowiedział: " Każdego ranka muszę decydować, zostanę czy odejdę ". Tak samo jest w praktyce zen, czasami zastanawiasz się, co tu u diabła robisz, przecież to szaleństwo wstawać o 2:30 w nocy, ubierać ciężką, czarną szatę i medytować albo spędzać cały dzień w kuchni krojąc warzywa. Można przecież żyć przyjemniej w hotelu na plaży w Santa Monica, ale ja jestem za słaby, żeby żyć wygodnie na plaży w Santa Monica. Potrzebuję porządku i ustalonych struktur, dlatego jestem w klasztorze. To naprawdę bardzo prosta idea - utrzymać porządek w swoim życiu.

Wielu ludzi sądzi że uciekasz od świata. W swoich piosenkach twierdzisz, że przyszłość jest morderstwem, że nie można polegać na demokracji ani na niczym innym oprócz samego siebie. Co sprawiło, że tak myślisz ?

Chciałbym przede wszystkim nawiązać do tego, co mówisz o demokracji. Może to prawda, że nie można polegać na niczym oprócz siebie, ale w piosence "Democracy" chciałem zaznaczyć, że jeżeli gdzieś ma się pojawić demokracja, to właśnie w Ameryce, kolebce wszystkiego, co najlepsze, i wszystkiego co najgorsze. Nie pochodzę z Ameryki , jestem tylko gościem w tym kraju i naprawdę doceniam sposób sprawowania władzy i atmosferę. Jest to prawdopodobnie jedyne państwo, w którym stawia się czoło prawdziwym problemom. Głównie są to konflikty na tle rasowym, wciąż rozwiązywane w wielu państwach za pomocą maczet lub broni palnej. Tutaj o takich problemach się mówi, czy to się komuś podoba, czy nie. Taki rodzaj rządów wyzwala w ludziach ogromną energię i nie można do tego podchodzić cynicznie. Można mieć różne zastrzeżenia co do rezultatów pewnych posunięć, ale jest to bardzo szlachetny eksperyment i to właśnie staram się wyrazić w moich piosenkach.

Nie widzę w Twoich piosenkach ani w wypowiedziach śladu nienawiści.

Nie potrafię wytrzymać siły nienawiści, ona jest zbyt gwałtowna. Może mógłbym nienawidzić, gdybym był silniejszy lub gdyby odebrano mi coś, czego potrzebuję. Czasami nienawiść jest uzasadniona i bywa jedyną rzeczą, która trzyma ludzi przy życiu. Myślę, że tak było podczas wojny, gdy nienawidzono wroga. Dla mnie jednak nienawiść jest zbyt gwałtowna. Oczywiście, jak każdy doświadczyłem jej, nienawidziłem różnych ludzi, kobiet, które mnie skrzywdziły. Było to jednak uczucie zbyt silne, by się z nim uporać. Nienawiść obejmuje władzę nad całą twoją psychiką i rządzi twoim życiem. Jest to niesłychanie bolesne.

Chyba że potrafisz zachować równowagę pomiędzy nienawiścią a miłością. Opisujesz wszystkie aspekty miłości, a nienawiść jest często jej częścią.

Tak, czasami jest. Myślę, że gdy przeżywamy wszystkie te skrajne emocje, powinniśmy dotrzeć aż do samego ich jądra. Czasami w głębokiej medytacji udaje się wyjść poza doraźny, zdarzeniowy charakter emocji i doświadczyć czystego uczucia. Nie można jednak żyć na krawędzi, gdy pali cię nienawiść. Trzeba wejść w ogień, aby nienawiść przestała parzyć. Jednak znajdując się we władzy silnych emocji, przeważnie nie możemy pozwolić sobie na luksus takiego spojrzenia na siebie.

Czym jest teraz dla Ciebie miłość ?

Miłość zawsze myli mi się z pożądaniem. Oczywiście, głęboko w człowieku jest także co więcej niż pożądanie, coś, czego nie da się opisać, a co odzywa się od czasu do czasu. W moim przypadku zazwyczaj jednak jest to pożądanie, głód, pragnienie, gdy jadą autobusem, spaceruję lub siedzę w samotności...
Chociaż może to także miłość, tyle że w bardzo nierozwiniętej formie. Nie jest to zbyt piękne rozumienie miłości, ale sądzę że chciała usłyszeć prawdę.

Można oddzielić seks od miłości ?

Nie, nie wydaje mi się. Myślę, że seks symbolizuje bardzo ważny i ogromny proces tworzenia kosmosu, świata i nas wszystkich. Prawdopodobnie jest to proces zbyt potężny, by ktokolwiek mógł się z nim uporać. On nas pochłania. Jest to ten sam rodzaj energii, który tworzy wszechświat. I trudno traktować go lekko, zwłaszcza w starszym wieku.

Myślisz, że wraz z upływem czasu potrzebujemy coraz więcej miłości ?

Nie, myślę że wraz z upływem czasu coraz łatwiej o upokorzenie w miłości. I starzejąc się, trzeba być bardziej ostrożnym.

Może nabierając doświadczeń patrzy się na miłość inaczej ?

Sądzę, że uczucia pozostają takie same, zmieniają się jedynie zachowanie, ponieważ w pewnym wieku nie wypada zachowywać się jak młody kochanek, jest to groteskowe. Myślę, że tylko zachowujemy się dojrzalej, ale uczucia nie zmieniają się. Seks jest sportem młodych i sekretem starców.

Nie uciekłeś od miłości do klasztoru ?

Wprost przeciwnie. Kiedy medytujesz przez wiele godzin, przeżywasz wszystkie swoje obsesyjne fantazje. Jest to bardzo intensywne i bolesne doświadczenie. Nie da się uciec przed samym sobą. Potrzebujemy miłości i szukamy jej, jak mówi piosenka country, wszędzie tam gdzie nie trzeba. Nie powstrzymuje nas to jednak i poszukiwania trwają nieustannie. Ktokolwiek twierdzi, że się poddał kłamie.

Czy wszystkie Twoje bolesne wspomnienia są związane z miłością ?

Wiesz, kiedy tak sobie siedzimy na plaży i sączymy drinki, trudno się zgłębić w użalanie się nad sobą. Trudno mi teraz zlokalizować moje cierpienia. Wszyscy cierpią. Mógłbym opowiadać ci o cierpieniach społeczeństw, o wojnach i innych niewyobrażalnych rzeczach przez które ludzie się wzajemnie gnębią. Każdy jednak przeżywa rozczarowanie miłosne i właśnie to doświadczenie zmusza ludzi do zajmowania się sobą. Inne sytuacje tego nie wymagają, nawet na wojnie wiesz dokładnie, co masz robić, a w miłości po prostu nie wiesz. Wtedy musisz dokładnie zbadać tę skrzywdzoną istotę i właśnie z tej analizy biorą się wszystkie nasze pasje, jak muzyka czy poezja.

Czy kiedy piszesz piosenkę, najpierw powstają słowa ?

Nie, to niezupełnie tak. Najpierw pojawia się pewnego rodzaju apetyt, pragnienie stworzenia piosenki. Czasem to pragnienie spływa na wiersz, czasem na piosenkę, czasem tylko na jakiś akord.
Zauważyłem, że zazwyczaj ktoś jakby sadzi we mnie nasiono, z którego wyrasta piosenka. To może być tylko spojrzenie, jakiś moment. Czuję wtedy, że to nasiono zostało zasiane i wtedy zabieram się do pracy. Zazwyczaj bierze się to ze spotkania z kimś.

Nie tworzysz więc w samotności.

Później przychodzi czas na samotność i potrzebny jest już tylko czas. Ja na przykład zapisuję również rzeczy, których zamierzam się pozbyć. Dotyczy to zarówno słów, jak i muzyki. Może to wynika z mojej głupoty, ale nie potrafię po prostu sobie wyobrazić czegoś bez przelania tego na papier. Muszę wszystko starannie zapisać z taka samą starannością, nawet rzeczy, o których wiem, że je odrzucę, bo nie jestem do końca pewien, co zostawię a co nie. Dużo odrzucam, i to często w pełni skończony materiał, który zajął tyle samo czasu, ile materiał, który zdecydowałem się zachować. Znacznie wydłuża to proces tworzenia.

Ale nie masz złego mniemania o ludziach, którym tworzenie przychodzi łatwo ?

Skąd, jestem pełen zazdrości. Kiedyś spotkaliśmy się z Bobem Dylanem, po jego koncercie w Paryżu, w małej kafejce w XIV Dzielnicy i odbyliśmy wspaniałą rozmowę o pisaniu piosenek. On bardzo pochwalił moja piosenkę "Hallelujah". Powiedział, że jest świetna i spytał, ile czasu zajęło mi jej pisanie. Skłamałem wtedy, że trzy cztery lata, a tak naprawdę to zajęło mi pięć. Dalej w rozmowie pojawiła się jego piosenka "I and I", wspaniała piosenka. Spytałem więc, ile czasu zajęło mu jej napisanie, a on odpowiedział: 15 minut. Więc "Hallelujah" pięć lat, a "I and I" - 15 minut. Nie trzeba chyba nic dodawać.

Wydaje mi się, że masz bardzo pozytywne nastawienie do życia. Czy nie miałeś w życiu okresu niepokoju ?

Tak. Zażywałem kiedyś dużo narkotyków. Zauważyłem, na przykład że łatwiej mi się pisze pod wpływem amfetaminy. Niestety, to cię niszczy. Przez chwilę dobrze ci się pisze i nagle rozpadasz się. Zrozumiałem, że narkotyki nie sprawdzają się. Próbowałem wszystkiego... Co jakiś czas cierpiałem na poważną depresję. Nie miało to związku z niczym konkretnym. Ostatnie wytłumaczenie, brak równowagi chemicznej, było dla mnie dobre jak każde inne. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak się czuję. Specjaliści mówią, że organizm nie produkował wystarczającej ilości serotoniny. OK, kupuję takie wytłumaczenie. Zacząłem brać leki, jak prosac, które miały podnieść poziom serotoniny i wywołać lepsze samopoczucie. Okazało się, że one też nie działają. Choruję więc na bardzo dziwną chorobę, której nikt tak naprawdę nie rozumie, ale już się z tym pogodziłem... To nie jest tylko smutek, tu nie chodzi o złe samopoczucie. To jest jak zwarcie elektryczne, jak choinka bożonarodzeniowa w płomieniach. To jest bardzo okrutne doświadczenie, zastanawiasz się jak uda ci się przejść z chwili obecnej do następnej. To jest choroba psychiczna. Niestety, znam wiele osób, które przez to przeszły i jest to wprost niewyobrażalne. Dużo o tym wiem, ale życie w klasztorze, przebywanie w sali medytacji, daje mi możliwość odpowiedzi na pytania dotyczące tego cierpienia na najgłębszym poziomie świadomości. Medytacja jest jedynym sposobem odniesienia się do moich skłonności depresyjnych, jedynym lekarstwem.

Czy czasem tworzysz w depresji ?

Jest takie stadium depresji, kiedy można tworzyć i można ten stan wykorzystać. Są jednak momenty, kiedy depresja dociera tam, gdzie nie można nic z nią zrobić. Zastanawiasz się tylko, jak przeżyć ten moment i przetrwać do następnej chwili. Nie możesz wtedy medytować, a tym bardziej pisać. Wszystko wiruje, tracisz równowagę, nie wiesz, co się z tobą dzieje.
To jest bolesne doświadczenie, które było głównym motywem pojawiającym się w moim życiu, często decydującym, zwłaszcza jeśli chodzi o środki, w których szukałem ukojenia: narkotyki, kobiety, alkohol, religia. To wszystko było odpowiedzią na mój stan psychiczny. Nie lubię o tym mówić, bo ludzie zaraz mówią: na co on narzeka, ma pieniądze, ludzie go kochają, zrobił karierę, napisał parę pięknych piosenek...

Czy wierzysz w życie po śmierci, jak buddyści ?

Nie, nie wierzę. Mój przyjaciel mówi, że to jest tybetańska bajeczka. W klasztorze mamy psa, który wabi się Hannah. To piękny pies i każdy mówi, że jeśli miałby urodzić się ponownie, to chciałby być tym psem. Jest pełen spokoju i miłości, jest pocieszeniem dla ludzi... Nigdy poważnie nie myślałem o drugim życiu. Nie jestem nawet pewien co do tego życia. To życie jest trochę jak sen.