Jeszcze do niedawna
twórczość Leonarda Cohena znana była tylko nielicznym. Ktoś przywiózł z
zagranicy płytę, kto inny przegrał ją na taśmę magnetofonową i w ten sposób
gdzieniegdzie, w małych kółkach, niechętnie dzielących się tajemnicą, można było
posłuchać ballad Suzanne albo Famous blue raincoat. Cohen, raz poznany, nie
darowuje. Kto raz wsłuchał się w jego pieśni, z miejsca staje się ich
miłośnikiem. I jak prawdziwy miłośnik, strzeże świeżo poznanej tajemnicy,
obawiając się, że czar pryśnie, gdy krąg wtajemniczonych się rozszerzy. W
posłowiu do "Pod wulkanem" Lowry'go Jerzy Lisowski bardzo trafnie spostrzegł to
zjawisko; pisze on "Fanatyk Malcolma Lowry'go (...) zazdrośnie strzeże
tajemnicy, cieszy się z niewielkiego jej rozgłosu, trwając uparcie w
przekonaniu, że to książka napisana wyłącznie dla niego, że tylko on potrafi z
niej wyczytać to wszystko, co z niej wyczytał". Dokładnie tak samo jest z
utworami Cohena, które zresztą - czuję to wyraźnie, choć nie bardzo umiem
uzasadnić - mają wiele wspólnego z "Pod wulkanem".
Tak, każdemu zdaje się, że Leonard Cohen pisze specjalnie dla
niego. Bo każdy odnajduje w jego utworach swoje własne problemy, opisane z taką
prostotą, jakiej jako środka wyrazu może użyć tylko prawdziwy poeta. Cohen pisze
o sobie, ton jego wierszy i ballad jest niezmiernie osobisty, ale właśnie
dlatego, że jest prawdziwym poetą, przekracza próg intymności i staje się
autorem utworów uniwersalnych, skierowanych do wszystkich, którzy zakosztowali
samotności wielkich miast, miłosnego zawodu i szczęścia prawdziwej przyjaźni.
Cohen jest bowiem piewcą spraw, zda się, najprostszych, które jednak pod jego
piórem przeradzają się w fundamentalne kwestie ludzkiego bytu. Zaś talent poety
sprawia, że nie ma w jego utworach ani śladu namaszczenia, jest natomiast wiele
prostoty, lakoniczności, nawet czasem lirycznego, a czasem lekko ironicznego
humoru. I w tej prostej formie zamyka Cohen utwory na wskroś filozoficzne, do
których właściwego odczytania - dotyczy to zwłaszcza wierszy - trzeba niezłej
erudycji.
A przecież utwory te trafiają do każdego. Każdy odnajdzie w
balladach Cohena swoje przeżycia i swoje najbardziej skryte myśli, które
śpiewający poeta z taką łatwością odkrywa i z taką trafnością formułuje. (...).
Leonard Cohen urodził się w Montrealu, jako potomek rodziny
sięgającej korzeniami wschodnich rejonów Polski. Ten szczegół rodowodu znajduje
zresztą odbicie w jego twórczości (często powraca w niej Cohen na przykład do
zjawiska nazizmu, do lat okupacji, do eksterminacji Żydów przez hitlerowców -
jeden z jego zbiorów poezji nosi nawet pełen gorzkiej ironii tytuł "Flowers for
Hitler"). W 1955 roku ukończył montrealski Uniwersytet McGill. Wydał cztery tomy
poezji, zbiór "Wiersze", obejmujący utwory z lat 1956 - 1968, oraz trzy powieści
(fragmenty jednej z nich, Pięknych przegranych drukowane były w "Literaturze Na
Świecie"). osobno ukazały się także w bogato ilustrowanym albumie jego ballady
wraz z nutami. Stał się bohaterem filmu kanadyjskiego "Ladies and Genlemen, ...
Mr. Leonard Cohen", który przysporzył mu wiele popularności w USA i rodzinnej
Kanadzie. Płyty z jego balladami, np. "Songs From The Room", "Songs of Love And
Hate" rozchodzą się w setkach tysięcy egzemplarzy na całym świecie, zaś każdy
koncert Cohena - sam uczestniczyłem w takim koncercie w Londynie - gromadzi
olbrzymie rzesze miłośników jego talentu. Leonard Cohen zapowiadał wielokrotnie,
że zamierza zaprzestać publicznych występów, ale nigdy nie zdobył się na
wprowadzenie tej zapowiedzi. Przeszkadza mu w tym świadomość, że tysiące ludzi,
szczególnie młodych, chce spotkać się z nim i posłuchać jego ballad.
Ma teraz czterdzieści dwa lata. Stale mieszka na wyspie Hydra w
Grecji.
Nie pomnę już, kiedy i w jakich okolicznościach zetknąłem się po
raz pierwszy z balladami Leonarda Cohena. W każdym razie było to dawno. Od tej
pory jestem pod wpływem jego osobowości i sztuki. Za skromną zasługę mogę sobie
poczytać fakt, że udało mi się wciągnąć w jej orbitę parę osób, które - zgodnie
z podaną na wstępie regułą - stały się od razu wielbicielami Cohena. Jedną z
tych osób był Maciej Zembaty, którego przekłady ballad Leonarda Cohena możecie
przeczytać obok.
Obaj z Maćkiem paramy się teraz przekładami jego utworów. Maciej
Zembaty wziął na siebie pracę piekielnie trudną: przekłady ballad, które Cohen
śpiewa. Musi więc uporać się nie tylko ze znaczeniem poszczególnych utworów,
lecz również z ich rytmiką i melodią. Ani jedno, ani drugie nie jest sprawą
łatwą, gdyż prostota tekstów i muzyki Cohena jest prostotą pozorną, skrywającą
wyrafinowanie. Przy uwzględnieniu różnic w obu językach, które z góry zmuszają
tłumacza każdej nieco bardziej skomplikowanej poezji angielskiej do określonych
uproszczeń i zmian, Zembatemu udało się zachować nie tylko treściowe, lecz
również nastrojowe walory tych ballad. A ponadto - co także nie jest bez
znaczenia - w jego wersji można je śpiewać po polsku ! A to już jest
naprawdę osiągnięcie.
Mówi Maciej Zembaty:
Co mnie w nim zafascynowało? Mało można znaleźć twórców, którzy by
z taką szczerością przedstawiali samych siebie; to już jest przejście poza
granice ekshibicjonizmu. A przekroczenie tej granicy jest bardzo trudne, można
często zostać przy tym minoderyjnym poetą. "Songs of Love And Hate" (Pieśni
miłości i nienawiści) to jest właśnie cały on - Cohen nie wstydzi się niczego i
nie ma w tym minoderii.
Tłumaczenie pieśni zacząłem od Zuzanny i przekonałem się, że
wszystkie moje tradycyjne metody pracy, cała moja wiedza tłumacza zdawała się
psu na budę. Siedziałem nad tą Zuzanną kilka miesięcy i nic. Zawsze miałem
ambicje, żeby nie rezygnować z tekstu, tu musiałem, bo to nie są teksty, tylko
wiersze; u Cohena ważne jest napięcie. Z reguły przy przekładach poetyckich
tłumacz stara się dokonać wiernego tłumaczenia, rezygnując z oryginalnej
rytmiki, metrum, szuka ekwiwalentu dla danego języka. W wypadku Cohena jest to
niemożliwe. Trzeba było to tak zrobić, żeby można było te utwory zaśpiewać.
Tłumaczenie Cohena to nauka jak rezygnować.
To tyle od tłumacza. Osobiście najbardziej lubię Słynny niebieski
prochowiec. Ale myślę, że każdy znajdzie w tych - i innych - balladach Leonarda Cohena coś dla siebie.
"Te wszystkie piosenki napisałem
dla ciebie..." - napisał Cohen w jednym ze swoich wierszy. My, którzy
znamy i lubimy te wiersze, a dziś przełamujemy krąg tajemnicy, by udostępnić je
wam, wpisujemy tu nasze imiona. Myślę, ze wy to także uczynicie.
|