Tylko 150 szczęśliwców słuchało w sobotę na żywo Leonarda Cohena, który w Studiu
im. Agnieszki Osieckiej zaśpiewał dwie piosenki ze swą towarzyszką życia Anjani
Thomas.
Dzięki bezpośredniej transmisji w obchodzącej jubileusz
45-lecia radiowej Trójce przebieg godzinnego
koncertu Anjani, której promowana przez Cohena płyta „Blue Alert” (Sony/BMG)
trafiła właśnie do sklepów, mogła śledzić rzesza fanów kanadyjskiego barda w
całym kraju.
Niezwykły wieczór zaczął sam Leonard Cohen, witany przez publiczność owacją na
stojąco. 73-letni pieśniarz, odwiedzający Polskę po 22 latach od pamiętnego
koncertu w Sali Kongresowej, posiwiały, ale jak zawsze szczupły, elegancki, w
stalowym garniturze odczytał angielski przekład wiersza wysoko cenionego przez
siebie Czesława Miłosza. Zaraz jednak wywołał na scenę Anjani, wokalistkę,
pianistkę i kompozytorkę, towarzyszącą mu od lat, której solowy projekt firmuje
jako producent i współautor repertuaru.
Niezwykły, jakby przydymiony głos Anjani – wysokiej, zgrabnej kobiety o
niepospolitej urodzie – idealnie pasuje do typowo cohenowskich klimatów
intymnych zwierzeń o miłości i przemijaniu. Solistka, akompaniująca sobie na
klawiszach, wspierana ponadto przez stylowe trio z Toronto, zaśpiewała dziewięć
piosenek. Najefektowniej wypadł szlagierowy, magnetycznie zaaranżowany kawałek
„Thanks For The Dance”, utrzymany w rytmie angielskiego walca. Ale największe
brawa zebrały, oczywiście, za zaśpiewane w duetach z Leonardem „Never Got To
Love You” i „Crazy To Love You”
(błąd autora - ta druga piosenka
to "Wither Thou Goest" - przyp. AP)
. Głos Cohena, ledwie słyszalny na jego ostatniej płycie „Dear Heather” z 2004
roku, tu znów zabrzmiał ze zwykłą, magiczną siłą, choć artysta w drodze z
Ameryki przez Londyn i Oslo do Warszawy nabawił się podobno infekcji gardła.
Owacjom nie było końca. – Dziękuję , przyjaciele – mówił wzruszony artysta,
szybko znikający w kulisach i wyraźnie wysuwający na pierwszy plan swą
towarzyszkę życia, ale zapowiadający też niedługo własną płytę.
|