Leonard Cohen przeżył dziwny rodzaj załamania
nerwowego pod koniec swojej międzynarodowej
trasy koncertowej w 1972 roku. Stojąc na scenie
pałacu sportowego Yad Eliahu w Jerozolimie folk
rockowy bard zdołał zaśpiewać jedynie trzy
pierwsze słowa "Bird On a Wire"
(słynnej pieśni z "Songs From A Room"),
przerywając gdy publiczność zaczęła klaskać
rozpoznając tekst.
W tym momencie Cohen zaczął wygłaszać przedziwną,
psychodeliczną mowę, która brzmiała tak:
Naprawdę, naprawdę podoba mi się to, że
poznajecie tę piosenkę, ale… wystarczająco się
tu boję i sądzę, że coś się psuje w momencie,
gdy zaczynacie klaskać. Tak więc jeśli
rozpoznajecie piosenkę, możecie po prostu
pomachać ręką. Naprawdę chciałbym zobaczyć, jak
wszyscy machacie rękami, gdy poznajecie
piosenkę. Mam nadzieję, że wytrzymacie ze mną.
Te piosenki są rodzajem… stają się dla mnie
medytacją i czasem, wiecie, nie mogę przy nich
odlecieć, czuję że was oszukuję, więc spróbuję
ponownie, ok? A jeśli wyjdzie słabo, to przerwę
w połowie. Nie ma powodu, dla którego powinniśmy
zarzynać piosenkę tylko po to, by zachować
twarz, więc lecimy.
Niestety, publiczność przywitała pierwsze nuty
"One of Us Cannot Be Wrong"
ponownym aplauzem i Cohen zaczął szykować się do
opuszczenia sceny, tłumacząc wszystkim powody
swojego postępowania kabalistycznymi alegoriami:
Słuchajcie, jeśli to się nie poprawi, przerwiemy
koncert i zwrócimy wam pieniądze, ponieważ
naprawdę czuję, że was tu dzisiaj oszukujemy.
Wiecie, w niektóre dni człowiek odrywa się od
ziemi, a w inne jest do niej przykuty. I nie ma
sensu kłamać na ten temat. A dzisiaj po prostu
nie możemy oderwać się od ziemi. Kabała mówi… że
jeśli nie możesz oderwać się od ziemi,
powinieneś na niej zostać. Nie, Kabała mówi, że
jeśli Adam i Ewa nie patrzą sobie w oczy, to Bóg
nie zasiada na swoim tronie. A w jakiś sposób
moja męska i żeńska strona nie chcą się ze sobą
dziś połączyć, i Bóg nie siedzi na swoim tronie.
A przerażające jest to, że dzieje się to właśnie
w Jerozolimie. Tak więc słuchajcie, opuścimy
teraz scenę i spróbujemy głęboko pomedytować w
przebieralni, żeby wrócić do formy, a jeśli się
nam uda, to wrócimy.
Na
backstage’u Cohen powiedział swojemu zespołowi,
że koncertu nie będzie i że opuszcza obiekt. Jak
przekonuje jednak Ira Nadel w biografii
"A
Life of Leonard Cohen",
wszystko czego potrzebował artysta do zmiany
zdania to golenie, papieros… i dobra dawka
LSD:
W Jerozolimie, w
pałacu sportowym Yad Eliahu, zapanowało
pandemonium, kiedy Cohen przerwał w połowie
występu, opuścił scenę wstrząśnięty, szlochając
i mówiąc że nie może kontynuować, że publiczność
powinna dostać swoje pieniądze z powrotem. Dragi
i presja zagrania ostatniego koncertu w Świętym
Mieście były głównym powodem.
W
przebieralni zmieszany Cohen odrzucił prośbę
swoich muzyków i menedżera o powrót na scenę.
Kilku izraelskich organizatorów słysząc tę
rozmowę poszło przekazać wiadomość tłumowi:
Cohen nie wystąpi, ale dostaną zwrot pieniędzy.
W większości młoda publiczność odpowiedziała
hebrajską pieśnią "Zim Shalom" (Przynosimy ci
pokój). Tymczasem na backstage’u Cohen nagle
zdecydował, że potrzebuje golenia. A
przeszukując swój futerał na gitarę w
poszukiwaniu brzytwy nagle odkrył kopertę z
zapasem kwasu sprzed lat.
Muzyk odwrócił się do zespołu i spytał: „Dlaczego by trochę nie spróbować?” „Dlaczego nie?” – odpowiedzieli wszyscy. I „niczym Eucharystię” – przypomina sobie Cohen – „otworzyłem kopertę i dałem wszystkim członkom zespołu po dawce.” Szybkie golenie, papieros i już był na scenie powitany gromkimi brawami. LSD zaczęło działać, gdy zaczynał grać i artysta doznał wizji tłumu zjednoczonego niczym w starożytnych dniach ze starotestamentowego snu Daniela. Obraz, który był świadkiem całej historii, spytał go wtedy: „Czy to Wszystko, to występowanie na scenie?” Ostrzeżenie brzmiało: daj z siebie wszystko lub wracaj do domu. W tym momencie Cohen śpiewał bardzo intensywnie "So Long, Marianne", która ukazała mu się przed oczami. Zaczął płakać, a żeby zamaskować łzy odwrócił się w stronę zespołu, tylko po to, by zobaczyć, że wszyscy tonęli we łzach.
Koncert ten został zarejestrowany przez Tony’ego Palmera i jest częścią filmu dokumentalnego "Bird On A Wire".