- Dzień
dobry, Kingo. Proszę, mów do mnie Leonard.
- Dziękuję,
Leonardzie, mieszkasz teraz w klasztorze zen?
- Tak.
- Czy piszesz
jakieś wiersze?
- Nie mam zbyt wiele czasu
dla siebie. Dni w klasztorze są bardzo wypełnione i tylko z rzadka mam krótką
przerwę.
- Co robisz w
ciągu dnia?
- Przez ostatnie trzy lata
gotowałem dla mojego starszego nauczyciela i opiekowałem się nim. Teraz
zmieniono mi rodzaj zajęcia i zostałem jednym z przywódców sali medytacji.
Dużą część dnia zajmuje mi medytacja.
- czy twój
nauczyciel jest Japończykiem?
- Jest japońskim mnichem.
Nazywa się Sasaki Hiroshi.
- Japońska
odmiana zen różni się od zen w Chinach czy innych częściach świata. To nie
religia, a raczej filozofia życia. Czy nadal jesteś chrześcijaninem?
- Jestem Żydem i nie szukam
nowej religii. Zen nie ma charakteru religijnego, nie ma w nim modlitwy, Boga
ani dogmatycznej teorii. Dla mnie jest to po prostu okazja, by posiedzieć w
spokojnym miejscu, o co trudno w dzisiejszych czasach. Trzeba obwarować to
miejsce mnóstwem reguł, po to, aby pozostało spokojne. Potem już tylko
siedzisz w towarzystwie podobnych sobie i pracujesz nad Jobo. Taka możliwość
to wielki luksus, ale potrzeba wielu surowych zasad, aby ją realizować.
- Zacząłeś
praktykować zen przeszło 20 lat temu. Kiedy powiedziałeś, że dla ciebie
jest to sposób na przetrwanie?
- Myślę, że nikt nie
traktuje szkoły zen, szkoły rinzai, jako szczególnego rodzaju luksusu lub
ciekawostki turystycznej, ponieważ jest ona bardzo rygorystyczna. Toteż tylko
ludzie, którzy są rozbitkami życiowymi czy zostali w jakiś sposób złamani,
będą próbowali praktykować. Jest to ostatnia deska ratunku dla kogoś, kto
nie jest w stanie już nic innego robić i musi zaprzestać innych poszukiwań.
- Nie było
to więc tylko poszukiwanie nowego światła, czegoś we własnej osobowości,
co pomogłoby rozwiązywać problemy?
- Myślę, że jeżeli osiągniesz
pewien stopień niezadowolenia z siebie, musisz rozpocząć program przemian i
jakoś się pozbierać. Zen to studiowanie swojej osobowości i jeśli robisz to
dostatecznie długo, to w końcu odkryjesz, że nie istnieje coś takiego, jak
odrębna osobowość i że szukałeś czegoś fikcyjnego. Jeśli się z tym
pogodzisz, możesz doświadczyć świata, w którym nie ma myślenia.
Tylko proces myślenia utrzymuje jedność osobowości. Jeśli przestaniesz myśleć,
nie musisz być sobą. Ale nie można cały czas żyć w tym boskim świecie, ponieważ
nie ma tam restauracji ani toalet. Jednak wracasz stamtąd odświeżony i gotów
znów stawić czoło światu.
- Jesteś postrzegany jako
pesymista. Wiem, ze to nie prawda, ponieważ często w twoich bardzo osobistych
piosenkach jest po prostu dużo gorzkiej ironii. Czy zen pomogło ci pogodzić się
z samym sobą i odnaleźć nadzieję?
- Każdy przeżywa wzloty i upadki. Ja także miewam chwile
zwątpienia, kiedy zastanawiam się, co ja tu właściwie robię. Pamiętam, jak
podróżowałem z moim nauczycielem do klasztorów trapistów i pomagałem mu
organizować rekolekcje. Zaprzyjaźniłem się z jednym z katolickich mnichów, który
spędził w klasztorze 12 lat. Spytałem go, jak to znosi, a wtedy on odpowiedział:
Leonardzie, każdego ranka muszę decydować, czy zostanę, czy odejdę. Tak samo
jest w praktyce zen, czasami zastanawiam się, co ja tu, u diabła, robię,
przecież to szaleństwo wstawać o 2.30 w nocy, ubierać się w ciężką, czarną szatę
i medytować albo spędzać cały dzień w kuchni krojąc warzywa. Można przecież żyć
przyjemniej w hotelu na plaży w Santa Monica, ale ja jestem za słaby na to.
Potrzebuję porządku i ustalonych struktur, dlatego jestem w klasztorze. To
naprawdę bardzo prosta idea - utrzymać porządek w swoim życiu.
- Wiele osób ma wrażenie, ze
uciekasz od świata. W swoich piosenkach twierdzisz, że przyszłość jest
morderstwem, że nie można polegać na demokracji ani na niczym innym oprócz
samego siebie, że na tym polega dojrzałość. Dlaczego tak myślisz?
- Może to prawda, że nie można polegać na niczym oprócz
siebie, ale w piosence "Democracy Is Coming To
The USA" chciałem zaznaczyć, że jeśli gdzieś ma pojawić się demokracja, to
właśnie w Ameryce, kolebce wszystkiego, co najlepsze, i wszystkiego, co
najgorsze. Nie pochodzę z Ameryki, jestem tylko gościem w tym kraju i naprawdę
doceniam ten sposób sprawowania władzy i atmosferę. Jest to prawdopodobnie
jedyne państwo, w którym stawia się czoło prawdziwym problemom. Głównie są to
problemy na tle rasowym, w wielu państwach rozwiązywane za pomocą maczet czy
broni palnej. Tutaj o takich problemach się mówi, czy to się komuś podoba, czy
nie. Taki rodzaj rządów wyzwala w ludziach ogromną energię i nie należy do tego
podchodzić cynicznie. Można mieć różne zastrzeżenia co do rezultatów pewnych
posunięć, ale ogólnie jest to bardzo szlachetny eksperyment i to właśnie staram
się wyrazić w moich piosenkach.
- Nie dostrzegam w twojej sztuce
ani w twoich wypowiedziach żadnych negatywnych emocji, a tym bardziej
nienawiści. Akceptujesz niedoskonałość.
- Nienawiść jest luksusem. Nie potrafię wytrzymać siły
nienawiści, jest zbyt gwałtowna. Może mógłbym nienawidzić, gdybym był silniejszy
lub gdyby odebrano mi coś, czego potrzebuję. Uważam, że czasami nienawiść jest
uzasadniona i bywa jedyną rzeczą, która trzyma ludzi przy życiu. Myślę, że tak
było podczas wojny, gdy nienawidzono wroga. Dla mnie jednak nienawiść jest zbyt
gwałtowna. Oczywiście, jak każdy doświadczyłem jej, nienawidziłem różnych ludzi,
kobiet, które mnie skrzywdziły. Było to uczucie zbyt silne, by się z nim uporać,
tymczasowe, ale także zaraźliwe. Nienawiść potrafi zawładnąć całą twoją psychiką
i rządzić twoim życiem. Jest to niesłychanie bolesne.
- Chyba że potrafisz zachować
równowagę pomiędzy miłością a nienawiścią. W swoje twórczości opisujesz
wszystkie aspekty miłości, a nienawiść bywa jej częścią.
- To prawda. Jesteśmy w stanie przeżywać wszystkie te
skrajne emocje i myślę, że gdy ich doświadczamy, powinniśmy dotrzeć aż do samego
ich sedna. Czasami w głębokiej medytacji udaje się wyjść poza narracyjny,
zdarzeniowy charakter emocji i doświadczyć czystego uczucia, z którym później
można już żyć. Nie sposób jednak żyć na krawędzi, gdy nienawiść cię pali. Trzeba
wejść w ogień, aby nienawiść zamieniła się w popiół i przestała parzyć. Takie
rozważania są jednak pewnym komfortem, ponieważ kiedy znajdujemy się we władzy
silnych emocji, nie stać nas na luksus takiej perspektywy.
- Nie odpowiada ci życie gwiazdy i
udało ci się go uniknąć.
- Już w młodości postanowiłem przestrzegać pewnej zasady,
a mianowicie - nie pracować dla pieniędzy, tylko dostawać pieniądze za to, co
chcę robić, i udało mi się. Miałem dużo szczęścia. Moja twórczość miała
odbiorców na całym świecie, tu mniej, tam więcej, ale wystarczyło, aby opłacić
naukę moich dzieci i żyć dostatnio. Jednocześnie mogę chodzić po ulicach i nikt
mnie nie zaczepia. Czasami ktoś mnie pozdrowi albo podziękuje za piosenki. Jest
dokładnie tak, jak chciałem.
- Mówiłeś kilkakrotnie, że pisanie
jest bardzo bolesne.
- To ciężka praca, ale nie tylko ja ciężko pracuję.
Niektórzy piszą świetne piosenki w taksówce lub na serwetce, no. potrafi to Bob
Dylan. Napisanie przyzwoitej piosenki zajmuje mi dużo czasu, ale nie ma to
znaczenia, ponieważ uważam, że powinno się pracować ciężko. Większość ludzi
ciężko pracuje, żeby zarobić na życie i marnie im płacą. Ja ciężko pracuję, ale
i zarabiam dużo, mam więc niesamowite szczęście.
- Wydaje mi się, ze ludzie nie mogą
odnaleźć celu w życiu, nie wiedzą, co jest ważne. Na próżno szukają tego w
różnych rzeczach, różnych bogach...
- A ty gdzie szukasz?
- W miłości, tak jak ty.
- I jak ci idzie?
- Na razie jeszcze wciąż szukam. Jesteś poetą miłości, czym więc jest ona
dla ciebie teraz?
- Zawsze myli mi się miłość z pożądaniem. Oczywiście, jest
głęboko w człowieku także coś więcej niż pożądanie, coś, czego nie da się
opisać, a co odzywa się od czasu do czasu, na przykład, gdy jedziesz autobusem,
spacerujesz lub siedzisz w samotności. W moim przypadku zazwyczaj jednak jest to
pożądanie, głód, pragnienie. Chociaż może to także jest miłość, tyle, że w
bardzo nie rozwiniętej formie. Nie jest to zbyt piękne rozumienie miłości, ale
sądzę, że chciałaś usłyszeć prawdę.
- Myślisz, że można rozdzielić seks
i miłość?
- Nie wydaje mi się. Sądzę, że seks symbolizuje bardzo
ważny i potężny proces tworzenia kosmosu, świata i nas wszystkich.
Prawdopodobnie jest to proces zbyt potężny, by ktokolwiek mógł się z nim uporać,
on nas pochłania. Seks wyzwala ten sam rodzaj energii, która tworzy wszechświat.
I trudno jest traktować go lekko, zwłaszcza w starszym wieku.
- Czy wraz z upływem czasu
potrzebujemy coraz więcej miłości?
- Nie. Myślę, że wraz z upływem czasu coraz łatwiej o
upokorzenie w miłości i starzejąc się trzeba być bardziej ostrożnym.
- Może, nabierając doświadczenia,
patrzymy na miłość inaczej?
- Sądzę, że uczucia pozostają takie same, zmienia się
jedynie zachowanie, ponieważ w pewnym wieku nie wypada zachowywać się jak
namiętny kochanek, jest to groteskowe. Zachowujemy się dojrzalej, ale uczucia
nie zmieniają się.
- Uważasz, że mężczyzna nie może
się wypalić i zrezygnować z miłości?
- Zrezygnować? Nie sądzę, kobieta także nie. Mam wiele
znajomych, które mają po 60, 65 lat i wciąż są piękne i szalone. Ani moje, ani
ich uczucia nie zmieniły się, ale nauczyliśmy się zachowywać spokój, nie wypada
postępować tak jak kiedyś. Seks jest sportem młodych i tajemnicą starych.
- Pięknie powiedziane, ale wiele
osób poddaje się i twierdzi, że nie będzie już szukać tego jedynego partnera.
- Myślę, że tylko tak mówią, a za żebrami tłucze się
serce, krwawi, tęskni, pożąda, szuka i i ma nadzieję. Myślę, że to nie przemija.
Ludzie pragną miłości. To najsilniejszy apetyt i zawsze pozostaje poza naszą
kontrolą.
- Czy nie uciekłeś w pewnym sensie
od miłości przenosząc się do klasztoru?
- Wprost przeciwnie. Kiedy medytujesz przez wiele godzin,
przeżywasz wszystkie swoje obsesyjne fantazje. Jest to doświadczenie bardzo
intensywne i bolesne. Nie da się uciec przed samym sobą ani przed losem
kochających istot, jakimi jesteśmy. Potrzebujemy miłości i szukamy jej, jak mówi
piosenka country, wszędzie tam, gdzie nie trzeba. Nie powstrzymuje nas to jednak
i poszukiwania trwają nieustannie. Ktokolwiek twierdzi, że się poddał, kłamie.
- Sprawiasz, że wstydzę się
wszystkich masek, pod którymi ukrywam swoje uczucie. Ty tego nie robisz.
- Ludzie mnie pytają: jak mogłeś odsłonić tyle swojego
życia, uczuć, ale wcale mi się nie wydaje, żebym to zrobił. Myślę, że im
bardziej się w sobie zagłębię, tym bardziej ludzie będą skłonni mi uwierzyć. W
takich chwilach możemy udawać, że jesteśmy wylewni, skłonni do zwierzeń. To
nieprawda, nie jest nam łatwo otworzyć się przed innymi. Ciężko jest znaleźć
kogoś, z kim można być szczerym i otwartym.
- Czasem lepiej nie być szczerym.
- Tak, nie można tak po prostu wszystkiego rozgłaszać.
Trzeba nauczyć się zatrzymać na powierzchni.
- Czy większość twoich wspomnień,
zarówno wspaniałych, jak i bolesnych, związanych jest z miłością?
- Wiesz, kiedy tak sobie siedzimy na plaży i sączymy
drinki, trudno jest popaść w użalanie się nad sobą. Trudno jest mi teraz
zlokalizować moje cierpienia. Wszyscy cierpią. Mógłbym opowiadać o cierpieniach
całych społeczeństw, o wojnach i innych niewyobrażalnych rzeczach, którymi
ludzie się wzajemnie gnębią. Każdy jednak przeżywa rozczarowanie miłosne i
właśnie to doświadczenie zmusza do zajmowania się sobą. Inne sytuacje tego nie
wymagają. Nawet na wojnie wiesz dokładnie, co masz robić, a w miłości po prostu
nie wiesz, jak się zachować. Musisz dokładnie zbadać siebie, tę istotę
skrzywdzoną, i właśnie z tej analizy biorą się wszystkie nasze pasje jak muzyka,
poezja.
- Mówiłeś kiedyś, że bardzo
niewielu z nas potrafi w miłości nie chcieć nic w zamian. Czy ty jesteś taką
osobą?
- Nie, ja lubię dużo dostawać w zamian. Miłość z natury
wyzwala egoizm, bo to jest właśnie miejsce na bycie egoistą. W miłości trzeba
mieć odwagę, żeby prosić.
- Wróćmy do muzyki. Najpierw
powstają słowa...
- Nie, to nie zupełnie tak. Najpierw pojawia się pewnego
rodzaju apetyt, pragnienie, by stworzyć piosenkę. Czasem to pragnienie spływa na
wiersz, czasem na melodię, czasem tylko na jakiś akord. Zauważyłem, że zazwyczaj
ktoś jakby sadzi we mnie nasiono, z którego wyrasta piosenka. To może być tylko
czyjeś spojrzenie, jakaś ulotna chwila. Czuję wtedy, że to już we mnie zostanie,
nasiono zostało zasiane. Pragnienie staje się coraz większe i wtedy zabieram się
do pracy.
- Nie jesteś więc osobą, która
potrzebuje samotności, żeby tworzyć.
- Później przychodzi pora na samotność i potrzebny jest
już tylko czas. Ja na przykład zapisuję również wersy, których zamierzam się
pozbyć. Dotyczy to zarówno słów, jak i muzyki. Muszę je zapisać z taką samą
starannością jak te, których pewnie nie wykorzystam, bo nie jestem nigdy do
końca pewien, co zostawię, a co nie. Znacznie wydłuża to więc proces tworzenia.
- Mówisz więc, że ktoś sadzi
nasiono, które kiełkuje. Czy jednak zdajesz sobie z tego sprawę?
- To się czuje. Pewien znany pisarz powiedział mi kiedyś,
że zawsze czyta przed snem. Kiedyś przeszukiwał regał w poszukiwaniu czegoś do
czytania, ale nie mógł nic znaleźć. Wtedy zrozumiał, ze musi napisać książkę,
którą chciałby przeczytać. Tak samo jest ze mną: muszę napisać piosenkę, którą
chcę usłyszeć.
- Wydaje
się, że masz bardzo pozytywne nastawienie do życia, pozytywną osobowość.
Czy miałeś w życiu okresy niepokoju?
- Tak. Zażywałem kiedyś
dużo narkotyków. Zauważyłem, na przykład, że łatwiej mi się pisze pod wpływem
amfetaminy. Niestety, to niszczy. Przez chwilę dobrze się pisze i nagle
rozpadasz się. Próbowałem wszystkiego... Co jakiś czas cierpiałem na poważną
depresję. Nie miało to związku z niczym konkretnym. Ostatnie wytłumaczenie,
brak równowagi chemicznej, było dla mnie dobre jak każde inne. Specjaliści
zapewniali, że organizm nie produkował wystarczającej ilości serotoniny.
"Kupiłem" takie wytłumaczenie. Zacząłem brać leki, które miały
podnieść poziom serotoniny i wywołać lepsze samopoczucie. Okazało się, że
one też nie działają. Choruję więc na bardzo dziwną chorobę, której nikt
inny ani ja nie rozumiem, ale już się z tym pogodziłem... To nie jest tylko
smutek, tu nie chodzi o złe samopoczucie. To jest jak zwarcie elektryczne. To
bardzo okrutne doświadczenie, gdy zastanawiasz się, jak uda ci się przejść
z chwili obecnej do następnej. Niestety, znam wiele osób, które przez to
przeszły i jest to wprost niewyobrażalne. Dużo o tym wiem, a zycie w
klasztorze, przebywanie w sali medytacji daje mi możliwość odpowiedzi na
pytania dotyczące tego cierpienia na podstawowym poziomie świadomości.
Medytacja jest jedynym sposobem poradzenia sobie z moimi tendencjami
depresyjnymi.
- Czy
czasem tworzysz w depresji?
- Jest takie stadium
depresji, kiedy udaje się tworzyć i można ten stan wykorzystać. Są jednak
momenty, kiedy depresja dociera tam, gdzie nie można nic z nią zrobić.
Zastanawiasz się tylko, jak przeżyć ten moment i przetrwać do następnej
chwili. Nie możesz wtedy medytować, a tym bardziej pisać. Wszystko wiruje,
tracisz równowagę, nie wiesz, co się z tobą dzieje. To jest bardzo bolesne
doświadczenie, które było głównym motywem pojawiającym się w moim życiu,
często decydującym, zwłaszcza jeśli chodzi o środki, w których szukałem
ukojenia: narkotyki, kobiety, alkohol, religia. To wszystko było odpowiedzą na
mój stan psychiczny.
fot. Serwis prasowy SONY
- Czy
boisz się śmierci?
- Oczywiście, jak każdy z
nas. Boję się tego, co jest tuż przed śmiercią. Choroba, cierpienie,
rozpadające się ciało to coś, czego chyba każdy się lęka. Sama śmierć
wydaje się dobrym pomysłem.
- Czy
wierzysz w życie po śmierci, jak buddyści?
- Nie, nie wierzę. Mój
nauczyciel mówi, że jest to tybetańska bajeczka. W klasztorze mamy psa, który
wabi się Hannah. To jest piękny pies i każdy mówi, że jeśli miałby urodzić
się ponownie, to chciałby być tym psem, który jest pełen spokoju i miłości.
Nigdy poważnie nie myślałem o drugim życiu. Nie jestem nawet pewien co do
tego życia, że naprawdę żyjemy. Bo życie jest trochę jak sen.
- Czy masz
zamiar zejść na ziemię, opuścić klasztor na jakiś czas?
- To jedno z najbardziej
"przyziemnych" miejsc, jakie znam. Jest takie powiedzenie w filozofii
zen: jak kamyki w worku, mnisi wygładzają się nawzajem. Oni żyją bardzo
blisko ludzi, bliżej niż ty żyjąc tam na dole.
- Dziękuję
bardzo za szczerą rozmowę.
- To ja dziękuję i do
zobaczenia w Polsce. |