Byłam na koncercie
Ilona Arcari

   Leonard Cohen punktualnie o 21.30 wszedł na scenę - przywitano Go owacją na stojąco.  Krzyki i niesamowity  aplauz trwały ponad 5 minut! Piosenka, która otworzyła cały spektakl to "Dance Me To The And Of Love" ... cudownie,  jego głos zabrzmiał w sposób  niesamowity  w  całej  Lucce.  Potem  "Ain't No Cure For Love" (której się nie spodziewałam),  następnie "Everybody Knows" i moja ulubiona "In My Secret Live" i wiele,  wiele innych wspaniałych przebojów -  było prawie wszystko, brakowało mi tylko "Famous Blue Raincoat".
   Po pierwszej godzinie było 15 minut przerwy, podczas której zmieniono instrumenty i światła. W drugiej części koncertu były piosenki z różnych okresów twórczości Leonarda Cohena w bardzo ciekawej kolejności. Ucieszyłam się, że wśród nich były: "Boogie Street", "Bird On The Wire", "Who By Fire" i "Gipsy's Wife". W pewnym momencie Leonard Cohen zadedykował nam i Lucce "Halleluja" i po tej piosence, zaśpiewanej z wielką pasją,  miała miejsce standing ovation. Wzruszony taką reakcją Cohen zaczął z nami rozmawiać. Mówił między innymi o tym, że w tym świecie pełnym zła, pełnym chorób, wojen i smutku, czasami można usłyszeć dźwięk dzwonków - "Ring the bells that still can ring. There is a crack in everything. That's how the light gets in". Potem zaśpiewał "Tower Of Song" - piosenkę, w której towarzyszące mu dziewczyny śpiewają: "du dam-dam di duda-dam..." . Po koniec piosenki Leonard zaczął rozmawiać z publicznością (a dziewczęta dalej śpiewały ten motyw): "Dziewczyny mogą tak długo wytrzymać, mówiąc ciągle to samo. W końcu znalazłem odpowiedź na całe zło i jak można lepiej się poczuć w życiu i dalej kochać świat, w którym żyjemy. Czy chcecie wiedzieć, jaka jest ta odpowiedź?" - chcemy, chcemy krzyknęła publiczność - "Ta odpowiedź to, du dam-dam, di duda dam!!!!" - publiczność oszalała. Potem kolejne piosenki: I'm Your Man", "The Future", no a "Suzanne" - niesamowita!!!. Były także: Hey, That's No Way To Say Goodbye", "Sisters Of Mercy". Po tych piosenkach Leonard Cohen pożegnał się z publicznością. Nie kończący się aplauz spowodował, że wrócił na scenę i zaśpiewał: "So Long, Marianne", "Take This Waltz", "First We Take Manhattan", "Democracy", "Waiting For The Miracle" i "Closing Time". Po tej ostatniej piosence próbował zejść ze sceny, ale publiczność mu nie pozwoliła. Wrócił i swoim wspaniałym głosem zaczął recytować:

If it be your will
That I speak no more
And my voice be still
As it was before
I will speak no more


Nastała cisza, po której  jego dziewczyny dokończyły całą piosenkę śpiewając jak aniołki i grając na harfie - ludzie przy tej piosence płakali. Leonard Cohen pożegnał nas piosenką, której nie znałam, a która mówiła o tym, że nas żegna, bo "...the book of love is close....". Muzycy ustawili się w rzędzie i zaśpiewali kołysankę na dobranoc. Leonard powiedział: "Żegnam Was i dziękuję za wszystko, za koncert i za to, że sprawiacie iż moje piosenki wciąż żyją. Wracajcie bezpiecznie do domu, nie zaśnijcie za kierownicą". O 23.40 zszedł ze sceny wesoło podskakując!!!. To co mnie zdziwiło w sposób szczególny i pozytywny, to Jego niesamowity głos, który jest nadal wspaniały i taki sam, jak na ... CD i to, że na scenie podskakiwał, symulował walce i czasami nawet klękał. Grał na gitarze, na keyboardzie, no i niemal bez przerwy śpiewał - niesamowite!!! Jestem strasznie szczęśliwa, że mogłam uczestniczyć w tak pięknym spektaklu.