Idol dla szlachetnych
Piotr Wasilewski


fot. David Boswell (1978)

  Kilka koncertów w marcu w Polsce, na który zwykły śmiertelnik nie może się dostać. W Poznaniu, Wrocławiu, Zabrzu i Warszawie - po jednym koncercie. Przy okazji może warto przypomnieć kim jest Leonard Cohen? Już słyszę głosy oburzenia. Wiem, wiem - znacie tę postać, ale może nie wszyscy wiedzą, skąd wynika w naszym kraju popularność tego nazwiska, rzadko przecież goszczącego w radiu i telewizji. Tym nielicznym wyjaśnię więc, iż Cohen jest poetą i muzykiem, który własne niekonwencjonalne wiersze przemienia w nastrojowe ballady, by następnie w poufnym tonie, owym intymnym i zmysłowym głosem je wyśpiewać.

   Jego ballady, jak np. "Suzanne", "Partyzant", "Tak długo Marianno", "Nie wolno się żegnać w ten sposób", budzą najżywsze emocje wśród słuchaczy, szczególnie kobiet. Bo głównie o miłości i przyjaźni, wolności i godności człowieka mówią teksty twórcy "Słynnego niebieskiego prochowca".

   W Polsce M. Zembaty, J. Porter i M. Karpiński starają się przybliżyć twórczość pieśniarza: tłumaczą teksty, zresztą znakomicie; śpiewają, już niestety gorzej; jeżdżą po kraju i za Cohenem nucą nie tylko "Pieśni miłości i nienawiści". Jednym słowem czynią wszystko, aby Cohen stał się nam bliski, abyśmy przejęli to bogactwo wartości i uczuć, jakie nam wyśpiewuje kanadyjski poeta, że - "wszystkie te piosenki napisałem dla Ciebie".

   W jaki sposób Cohen przyjmowany jest w Polsce - nie na koncertach, na które nie można się dostać, ale na codzień świadczyć może Ogólnopolski Festiwal Pieśni Leonarda Cohena, organizowany przez studentów krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. W grudniu 1984 roku odbyła się już druga tego typu impreza, na którą przybyło blisko siedemdziesięciu (chętnych było znacznie więcej) wykonawców amatorów. W Krakowie zjawili się uczniowie szkół średnich, studenci i młodzi robotnicy.

   Koncerty finałowe, /.../ w klubach "Karlik - Perspektywy" wypadły raczej blado. Większość interpretatorów uległa bardziej Zembatemu aniżeli Cohenowi. Poziom wykonania był szalenie nierówny. Owe "przesłuchania" wykazały brak wstępnej selekcji uczestników, którzy na dodatek uparli się przy kilku wczesnych standardach Cohena, z rzadka wprowadzając zmiany w repertuarze. /.../. Zabrakło autentyzmu i szczerości - wartości, które u Cohena szczególnie sobie cenią jego miłośnicy. /.../.

   Szkoda, że młodzi polscy interpretatorzy niby przyjęli cohenowski punkt widzenia, ale zbyt poważnie, wręcz pesymistycznie i z uświęceniem potraktowali jego wyśpiewaną filozofię.

   A przecież to nie smutek jest bratem życiowego szaleństwa, lecz humor. On to zajmuje ważne miejsce w balladach i codziennych rozmowach Cohena. Powiedział kiedyś: "Ogólnie rzecz biorąc to wspaniałe znajdywać humor tam, gdzie on jest, ale sądzę również, że niemal wszystkie głębokie refleksje biorą się ze śmiechu". Kpi częstokroć z samego siebie.

   Zastanawiając się nad przyczynami powodzenia u naszej młodzieży twórczości i osoby kanadyjskiego poety można wskazać - z M. Karpińskim - na jeszcze jeden element. Na wielką umiejętność, z jaką Cohen potrafi prezentować miłość i seks. Czyni to zupełnie odmiennie od polskiej tradycji poetyckiej, już trochę anachronicznej w tym zakresie, i nie przystającej do oczekiwań oraz wyobrażeń młodych ludzi. Wizje Cohena są im bliższe, bowiem on nazywa i wyraża te wszystkie dylematy wewnętrzne, jakie doświadcza każdy człowiek, a o których mówimy z zażenowaniem lub w ogóle na ich temat milczymy. Nobilituje je, zdaniem jednego z jego wielbicieli, do takich samych problemów jak sukces czy zwycięstwo.

   A sam Cohen, cóż on rzekłby w tej sytuacji? Jego niestety w Krakowie zabrakło, w ogóle ponoć stroni od ludzi, a o przedsięwzięciu polskich studentów chyba nie wie nic. Chociaż krakowski festiwal pieśni Cohena jest zapewne jedyną imprezą na świecie dedykowaną temu pięćdziesięcioletniemu artyście.