Autograf na bucie
EB.


fot. Robin Barton

  Siedząc w barze, słucha przyciszonych tonów swojej piosenki z nowego albumu "Przyszłość". U jego boku piękna, amerykańska aktorka filmowa Rebecca de Mornay, niemal o połowę od niego młodsza. Jakiś fan prosi o autograf, podstawiając... biały skórzany but.

   LEONARD COHEN mówi, że jedna z siedmiu piosenek w nowym albumie, zatytułowana "Czekając na cud" jest poświęcona Rebecce; "zawiera propozycję małżeńską, liryczną i poetycką".

   Kanadyjski trubadur dzieli obecnie swój czas między Montreal, gdzie ma dom, a Los Angeles. W wieku 58 lat przeżywa renesans artystyczny. Przyznaje jednak, że przygotowanie nowych piosenek (co zajęło cztery lata) było dla niego "torturą". "W przeszłości próbowałem różnych środków antydepresyjnych, okazjonalnie zażywałem coś mocniejszego. Ale to dobre dla młodych. Teraz po prostu męczę się, dopóki nie wyjdę z artystycznego dołka".

   O Rebecce nie chce powiedzieć nic ponad konwencjonalne określenie: "że jest dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką. Chciałbym, abyśmy mieszkali razem, niestety zobowiązania zawodowe trzymają nas w oddaleniu". Cohen mieszka z córką Lorcą (18). Syn Adam (20) studiuje w Stanach.


Rebecca de Mornay

   Poeta mówi o sobie: "W dzieciństwie chciałem być leśnikiem. Potem wielkim poetą i pisarzem. Teraz uważam się za autora piosenek, który pisze dla komercyjnego rynku". Jak wiele to znaczy, potwierdza sukces albumu "The Future".