Dziesięć lat temu (1)
Piotr Bratkowski

  (...) Czy tylko jazzu słuchaliśmy? Och, z pewnością nie !  Podczas całonocnych prywatek, w chwilach czułości nasze dziewczyny wyznawały, że nigdy nie mogłyby nas zdradzić, lecz jeśli już to tylko z Leonardem Cohenem. Łaskawie godziliśmy się na taką - skądinąd mało prawdopodobną (nie wiedzieliśmy jeszcze, że za kilka lat Cohen omal nie przyjedzie do Polski) ewentualność: to, że Cohen był wielki rozumiało się samo przez się. Cohena umiało się grać na gitarze, jego teksty znało się na pamięć. Słuchało się też ballad: Dylana, Wysockiego i Kleyffa; także bluesów, folkloru więziennego w przygodnym wykonaniu itp. Najmniej zaś - rocka. (...)

Dziesięć lat temu (2)

(...) Czym zatem była dla nas wówczas muzyka i dlaczego ponad popularne przeboje ówczesnego rocka (a właściwie - ówczesnej pop music, nie zawsze mającej z rockiem wiele wspólnego) przedkładaliśmy gatunki inne: jazz, ballady, pieśni Leonarda Cohena? (...) Otóż mieliśmy chyba wszyscy świadomość (lub raczej - podświadome przeczucie), że dokoła nas nieustannie pracuje sztanca. Sztanca produkująca tandetne wzory, nachalnie podsuwane nam do naśladowania. Sztanca starająca się prowadzić obróbkę naszych osobowości tak, byśmy byli inni niż chcemy, a przede wszystkim do siebie podobni, (...) Nie chcieliśmy być spod sztancy i chcieliśmy, by wszyscy wiedzieli, że nie jesteśmy spod sztancy. Stąd Cohen: muzyka nie nadająca się do dyskotek i wieczornych programów rozrywkowych (...).