Nieczysty początek

tłumaczenie Maciej Karpiński

Zeszliśmy z żoną do portu. Po drodze oskarżyłem ją o prowadzenie nieustającego, niestrudzonego, automatycznie ponawianego natarcia na najgłębsze sedno mojego istnienia. Wiedziałem, że to niezbyt mądre. Chciałem ją tylko trzepnąć po łapie i uświadomić, że jej zachowanie zmierza ę kurestwa, ale straciłem nad sobą panowanie. Trudno o panowanie nad sobą w takich okolicznościach. Przemieniłem się w zbira. Przepuściłem atak na jej ducha. Jej duch uzbroił się i przystąpił do kontrofensywy na całym froncie. Zdaje mi się, że rozmawialiśmy o walizkach, a ściślej, które z nas niesie cięższą. Możliwość zawieszenia broni była przez pewien czas negocjowana przez wynędzniałych parlamentariuszy, z których żaden nie miał upoważnienia do podjęcia inicjatywy pokojowej. Zawsze targasz coś dodatkowego, torbę na zakupy, coś ze sznurka albo papieru, czego nie można oddać na bagaż. Dobrze przynajmniej, że nie ty pakowałaś. Leziesz tak wolno,  że z tobą zawsze się spóźniam. W twojej obecności trudno być akrobatą. Działasz jak papier ścierny. Trudno być tancerzem. Umieram, kiedy jesteś w pobliżu. Zabijesz. To jest twoja natura. Idź dalej za głosem swojej natury. Szewc spojrzał na nas, kiedy mijaliśmy otwarte drzwi jego warsztatu. To upokorzenie rozwścieczyło mnie. Wpakowałem brzytwę w jej nerwy. Jej oczy zmieniły kolor. Dokonałem tego mówiąc: Jezu Chryste, lekko przyspieszając kroku, nieznacznie zaciskając szczęki i odrzucając jej najgłębszą istotę całkowicie i na zawsze. Gdyby się pośpieszyła, troskliwie wprowadziłbym ją z powrotem w miłość dość szybko, by otrzymać jej błogosławieństwo, zanim nadpłynie statek. Ale dlaczego miałbym to robić, skoro nie pomasowała mi pleców, kiedy zwichnąłem ramię, mimo że trzy razy ją prosiłem. I dlaczego ona miałaby to robić, skoro tyle razy pokonałem jej uśmiech. I dlaczego ja miałbym to robić, skoro była wrogiem mojej wolności, uśmiechniętą tarczą księżyca przyświecającego mojej powolnej śmierci. I dlaczego ona miałaby, skoro nienawidziłem jej za to, ż jej piękność umarła. I dlaczego ja miałbym, skoro kobieta znajdzie się w Jerozolimie albo obok mnie w samolocie. Półsenny Stary John widział nas, ale to nie przynosiło wstydu, bo już mnie nie rozpoznał , a ja dałem sobie spokój z przywitaniem. Kapitan Szalone Ciało widział nas, ale to nie miało znaczenia, bo był niemym portowym wariatem, który znał wstydliwą stronę każdego. Byliśmy już w porcie, w pełnym słońcu wśród masztów i warsztatów. Nasze Jedno Serce, silnik wytwarzający energię, wypełniło się gównem. Jesteśmy małżeństwem: mamy jedno serce. Nasze opancerzone duchy próbowały nawzajem paść sobie w ramiona, ale runęły rażone paraliżem.. Ból przesłonił świat. Próbowały sięgnąć ku organom seksualnym, ale te zniknęły. Nie było wojny, ani pokoju, ani świata, ani kary zmarnowanego małżeństwa. To jeszcze nie Armagedon. I pierdol się. Pierdol się. Buczenie syreny, statek nadpływał. Będę musiał podróżować bez jej błogosławieństwa po zrujnowanym świecie. Nie oskarżę cię o zepsucie mi podróży. Nie oskarżę cię o zepsucie własnej nieobecności. Kamelia nadpłynęła, górując nad nami swymi białymi pokładami, a może to było Portokalios Ilios. Znam nazwy kilku statków. Zawsze ukrywam jej piękność przed sobą, aż jest za późno, by było co chwalić. Błysnęły mundury, poleciały liny, zapanował ogólny pośpiech i lęk przed chwilą utraty. Patrzyłem na nią, aż stała się piękna i cicha. Nie otrzymałbym błogosławieństwa. Podróż zaczęła się nieczysto. I ona musi ponieść poronione błogosławieństwa ku szczytowi wzgórza.

Angelica

tłumaczenie Maciej Karpiński

Angelica stoi na brzegu morza
Jest w takim nastroju
że cokolwiek powiem będzie zbyt głośne
Będę musiał tu wrócić
za milion lat
trzymając w ręce
skalp mojego dawnego życia

Następny

tłumaczenie Maciej Karpiński

Sprawy mają się lepiej w Mediolanie.
Sprawy mają się znacznie lepiej w Mediolanie.
Moja przygoda nabrała słodyczy.
Spotkałem dziewczynę i poetę.
Jedno z nich było martwe
          a drugie z nich żyło.
Poeta pochodził z Peru
          a dziewczyna była lekarzem.
Brała antybiotyki.
Nigdy jej nie zapomnę.
Zabrała mnie do mrocznego kościoła
          poświęconego Marii.
Niech żyją konie i świece.
Poeta przywrócił mi ducha
          utraconego w modlitwie.
Był wielkim człowiekiem wprost z frontu wojny domowej.
Mówił, że jego śmierć jest w moich rękach
bo jestem następnym
          kto wyjaśni słabość miłości.
Poeta Cesar Vallejo
          spoczywający u stóp swego czoła.
Przybądź wielki wojowniku
którego siła zależy jedynie
          od łask kobiety.

Cudowna kobieta

tłumaczenie Maciej Karpiński

cudowna noc
cudowna kobieta
pobrali się w zimie
rozstali na wiosnę
wyrzuciła ślubną obrączkę
do Jeziora Postanowień
ona szła dalej
on szedł dalej
spotkali się znowu
na południu Francji
ona żyła samotnie
otoczona pięknem
on się jej objawił
jako ropucha
wypędziła go
z osiemnastego wieku
myśli o niej bez przerwy
ale w zimie
wariuje
chodzi w kółko po pokoju
nucąc Hanka Williamsa
policja oblepia jego samochód mandatami
a sprzątacze ulic
pokrywają go śniegiem
w końcu zostaje odholowany
na wielkie białe pole
zamarzniętych psów

 

Zdarzenie

tłumaczenie Maciej Karpiński

Wciągnęło mnie to zdarzenie.
Gołąb przeleciał za oknem.
Młoda Chinka się uśmiechnęła.
Składałem jej przyrzeczenia.
Nigdy nie pójdziemy do łóżka.
Nigdy nie porozmawiamy.
Nigdy się nie spotkamy.
Nieskończone szare popołudnie
po równo obdzieliło swe stworzenia

Nie masz kształtu

tłumaczenie Maciej Karpiński

Nie masz kształtu, ruchliwa, lecz nie
ruchawa, przeżytku myśli zużytej,
co nie stworzyła cię, lecz oddała we
władanie świat, z niczego wysnuta, wykuta.
Oto tęsknisz za tym, co nie jest mną. O
królowo bez poddanych, młodsza od poranka,
starsza niż pierwsze nasienie, rzucone
w sadzawkę, gdzie cię wezwano, kolebkę Adama.
Tu ani twoja istota, ani nieobecność
nie wiąże świętym węzłem pustki, co nie jest mną,
chociaż te czyny i tych wydarzeń bezkształtność
przygotowaniem są do człowieczeństwa,
budzę się do miłości, jedzenia, zabójstwa
nie z własnej woli, lecz w imię naszego małżeństwa.

Sen

tłumaczenie Maciej Karpiński

Miałam taki cudowny sen, powiedział.
Śniło mi się, że kochałeś się ze mną.
Nareszcie, powiedział do siebie, duch
wziął na siebie część ciężkiej roboty.

 

Podoba mi się, jak się przeciw mnie buntujesz

tłumaczenie Maciej Karpiński

Podobało mi się, jak zbuntowałaś się przeciw mnie, kiedy myślałaś, że zapadłem w milczenie. Byłaś szczęśliwa, że zabrakło mi nauk dla ciebie i wreszcie nikt nie wylicza moich przewag. Wszystko to brało się z dziwacznego przekonania, że jest tylko jedna scena dla naszej gry, toteż czekałaś na koniec mojej sztuki, tak dojrzała do zajęcia mojego miejsca, że to uczucie aż cię rozpierało. Ale oto jestem z powrotem, z wieściami od innej wolności, i to właśnie wtedy, gdy twoja sprzedawała się tak dobrze, a konkurencja przestała się liczyć. Pewnie chciałabyś wiedzieć, co mi powiedziała na górze moja żona. Ma na sobie bikini koloru wina, wygląda w nim dość atrakcyjnie mimo ogolonej głowy, co było pomysłem waszego Komitetu Centralnego. Powiedziała, Leonard, zawsze kiedy wychodzisz z pokoju, pomarańczowy ptak przylatuje do okna.

 

Przy moim synu

tłumaczenie Maciej Karpiński

Leżę przy moim śpiącym synu.
Już przestał być dzieckiem.
Sen unosi się z jego ust.
Nie znam lepszego towarzystwa.

PRZY MOIM SYNU - KOMENTARZ

tłumaczenie Maciej Karpiński

Obyś pobłogosławił związek twojej matki i ojca
Obyś odrzucił z łatwością plewy mojej myśli
Obyś stanął nad mym martwym ciałem

Dała mi kulę

tłumaczenie Maciej Karpiński

Tuż po zachodzie słońca
gdy fale pełzały po naszych stopach
moja żona powiedziała: mam wszystko czego chcę
Patrzyłem na jej włosy
gdy wtulała się w moje ramię jak kolba karabinu
Na horyzoncie
mgła wznosiła się sponad wody wyraźnie formując
odwieczne kształty pocieszenia i próby ostatecznej
Zastrzelę je, powiedziałem do siebie
ona dała mi kulę

 

DAŁA MI KULĘ - KOMENTARZ

tłumaczenie Maciej Karpiński

Oto jest kula, ale nie ma śmierci. Jest mgła, ale nie ma śmierci.
Jest pieszczota, ale nie ma śmierci. Jest zachód słońca, ale nie ma śmierci.
Jest zgnilizna i nienawiść i ambicja, ale nie ma śmierci.
Nie ma śmierci w tej książce, a więc ona kłamie.

Dobry bój

tłumaczenie Maciej Karpiński

Gdyby tylko znów mówiła do mnie Proszę Pana
Gdyby moje genitalia nie unosiły się na wodzie
Gdy odprężałem się w wannie
I oboje przyglądaliśmy się dochodząc do wspólnego wniosku
Że to głupie być mężczyzną
Nie mów mojej mamie że się stałem
Wyrostkiem robaczkowym dorosłej kobiety
Powstałem z jej ciała lecz jestem jej bezużyteczny
Wyżłobiony ostrzem jej piękności
Jestem kształtem jej perfum
Brzękiem drucianych wieszaków
Z których zdejmowała ubranie
Gdy z powodu moich najwymyślniejszych obelg
Wstępowała w nią siła i gniew
A mimo to nie upadała
I wiedziałem na pewno
Że była Opus Magnum mego średniego wieku.

Gołębica

tłumaczenie Maciej Karpiński

Ujrzałem sfruwająca gołębicę, gołębice z zieloną gałązką, gołębicę z dziecinnej bajki wyłaniającą się z burzy i powodzi. Zbliżała się do mnie w stylu zstąpienia Ducha Świętego. Dwadzieścia pięć lat siedziałem w kawiarni czekając na tę wizję. Gołębica zataczała kręgi nad miejscem wielkiego sporu. Poddałem się żelaznym prawom moralnego wszechświata sprawiającym, że wszystko, czego pożądamy, zaczyna ziać nuda. Nie poddawaj się, rzekła gołębica. Przybyłam, by uwić gniazdo w twoim bucie. Pragnę, aby twój krok był lekki.

Róża

tłumaczenie Maciej Karpiński

Róża nigdy mnie nie niepokoiła. Są ludzie, którzy mówią o róży bez przerwy. Ona więdnie, ona rozkwita. Widzą ją w swych wizjach, mają ją, tracą ją i tęsknią. Próbowałem trochę przejąć się różą, ale moje wysiłki nie na wiele się zdały. Nie sądzę, aby należało tak postępować z kwiatami. One i tak nie istnieją. Podobnie jak ogrody. Wierzcie mi, te rzeczy tylko zawadzają. Spotkałem kiedyś człowieka, któremu zdarzyło się naprawdę widzieć różę. Mówił, ze matka znajdowała się w samym środku jej płatków. Poszedłem na wojnę z różą na sztandarze, ale nie walczyłem zbyt dobrze. Róża nigdy nie zdołała mi się wymknąć. Rzeczą najzwyczajniejszą w świecie jest widzieć ją, jak płonie przede mną jak małe ognisko pośrodku kartki papieru, jaśniejąca dziura z osmalonymi brzegami. Czasami unosi się nad moim ramieniem jak czerwony parasol. Jej cztery zielone listki wskazują cztery strony świata. Ona twierdzi, że sama wytycza te kierunki. To niewygórowana ambicja, ale przeszkadza mi. Otrzymałem prawo do pozbycia się władzy róży. Ale pod niewinną miną wciąż kryją się zagrożenia. To tylko niegroźne nawyki. Czuję ten zapach. Wypełnia mój samochód na autostradzie, nawet gdy jestem daleko od jakiejkolwiek grządki. Mógłbym się pokłócić o kolce, gdybym nieostrożnie poruszył ręką. Ale nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Niekiedy róża wypełnia otwór po drugiej stronie tunelu. Zawsze uważam, by z tego powodu nie zbliżać się do tego miejsca ze szczególną godnością. Róże zawsze czają się w oknach i innych otworach przyciągających światło i pożądanie. Zazwyczaj dostrzegamy je jedna po drugiej i podczas gdy ich płatki mogą falować, środek pozostaje nieruchomy. Nigdy nie pozdrawiam róży ani nie proszę, by wyobrażała ideę kobiety. To mi zawadza. Wszędzie odkrywam  mężczyzn przemawiających do róży. To nie podnosi poziomu ich konwersacji. No i jeszcze rana przypominająca różę. Ten pomysł szczególnie przyprawia mnie o mdłości. Rana jak róża. Płatki z krwią i siła zrodzona z bólu. Jedno z tych dwojga tkwi pod moją białą koszulą. Właśnie teraz w moim pokoju są trzy róże i jeszcze jedna usiłująca uczynić mnie ośrodkiem swego kwiatu. To są niepokojące sny. Nawet nie próbuję strząsnąć ich z siebie. I tak nie będziesz wiedział, jak to zrobić, a one pewnie zamieszkają na dobre na podłodze u twoich stóp przyjmując dramatyczne pozy zapomnienia i agonii.

Bez powrotu

tłumaczenie Maciej Karpiński

Odkąd ogród opuściłem jestem nikim
I ubranie które noszę mi nie służy
Ale nie chcę dłoni ściskać ze Strażnikiem
Ani zbierać się i wracać do Róży

Choć słabości Chrystusa żałuję
Gdy dokoła sami Rimbaud Arturzy
Nie zamierzam powracać do Raju
Ani zbierać się i wracać do Róży

Montreal

tłumaczenie Maciej Karpiński

Strzeż się tego, czym staje się Montreal, szczególnie w zimie. To siła działająca rozkładowo na wszelkie zorganizowane formy ludzkiego życia. Zdolna zniszczeć wszystko. Także samą siebie. Pozostanie po niej dzika pustynia, na której Światłość objawi się ponownie.
My, którzy należymy do tego miasta, nigdy nie opuściliśmy Kościoła. Żydzi tkwią w Kościele jak w śniegu. Najgwałtowniejsi radykałowie, sprawcy rozłamu w Partii Wolności Quebecu, należą do Kościoła. Każdy fason w Montrealu staje się stylem Kościoła. Zima panuje w Kościele. Biurowiec Sun Life wznosi się w Kościele. Dawno temu Kościół katolicki stał się kamykiem u stóp skały, na której wzniesiono Kościół. Kościół wykorzystał zimę, by nas złamać, więc teraz, gdy jesteśmy złamani, odbierzemy ci twoją dumę. Duma Kanady i duma Quebecu, duma lewicy i duma prawicy, duma mięśni i duma serca, szaleńcza duma twojej własnej wizji nadmie się i pęknie, bo wszyscy ośmieliliście się pomyśleć o zabijaniu ludzi. Kościół potępia waszą nędzną krzątaninę wokół śmierci i oznajmia że BIERZE W OBRONĘ KAŻDEGO MĘŻCZYZNĘ, KAŻDĄ KOBIETĘ I DZIECKO.

Francuski i angielski

tłumaczenie Maciej Karpiński

Myślę że jesteście głupcami mówiąc po francusku
To jest język który sprawia że umysł
buntuje się przeciw samemu sobie rodząc płomienne idee
groteskowe postawy i teoretyczne podejście
do najprostszych funkcji ciała. On wyświęca duszę
do zaślinionego kapłaństwa wyznającego zbawienie
za sprawą nieudanej erekcji. Jest to język
złośliwego nowotworu ogarniającego ducha
i zaszczepiającego rakowatego guza w każdym plastrze miodu
Pomiędzy zepsutymi zębami francuskiego wylęgają się
najnędzniejsze wyobrażenia o przeznaczeniu i najpodlejsze
wcielenia sławy jak też najposępniejszy dogmat przemian
jaki kiedykolwiek zatruł prostotę ludzkiego działania
Francuski jest karnawałowym zwierciadłem w którym
krótkogłowy idiota potwierdza się i nabiera odwagi
do układania manifestu wzywającego do zniszczenia lunaparku

Myślę że jesteście głupcami mówiąc po angielsku
Wiem co myślicie gdy mówicie po angielsku
Myślicie świńskie angielskie myśli
wysterylizowane wieprze języka bez jaj
Jesteście tylko siusiu i kupka i nic więcej
i dlatego kochankowie umierają w waszych pieśniach
Nie nabierze mnie zasikana kołyska
gdzie Jezusa wreszcie ułożono do snu
i gdzie nawet szatańskie wnętrzności nie znajdują
miejsca by się porządnie zaśmierdzieć w płaskich rytmach
ambicji i choroby
Angielski znam cię boisz się śliny
twoją przygodą jest szklany mur socjologii
jesteś niemieckim z prawem do zabijania

Nienawidzę was ale to nie jest po angielsku
Kocham was ale to nie jest po francusku
Rozmawiam z diabłem ale nie o waszej pokucie
Mówię do stołu ale nie o waszych planach
Klęczę między nogami księżyca
jak wcielenie doskonałego zająknienia
a wy śmiecie wypytywać mnie w sprawie
waszych nienawistnych przeznaczeń
biedne tępaki z Północy
którzy wyruszyliście do nieba z ogniem na ustach
Poddajecie się zaraz poddajecie się jedni drugim
złóżcie broń swych bezużytecznych uroków
i spróbujcie żyć ze mną w tym i innych głosach
jak harfy na wietrze którymi mieliście się stać
Przybądźcie i uśnijcie w ojczystym języku
aby zbudziła was dziewica
(O bezduszne łajno poszczególnej mowy)
aby zbudziła was dziewica
do wszechogarniającego stanu wspólnej łaski

 

O zdemaskowana żono

tłumaczenie Maciej Karpiński

O zdemaskowana żono
O moje zdobyczne ciało
podstawo mego czekania
niewybaczalna
i wciąż na nowo nęcąca
Pewien świadek kocha cię
gdy przedzierasz się przez
sieci mojego uśpionego ducha
Inny świadek wskazując na nasze łóżko
jako romantyczny pomnik pieśni
i tłum gromadzi się w zadziwieniu
O soki i zapachy
i niegościnne ciepło
O ostatnie resztki godności
O widmowy korowodzie nienawiści miłości wyrzutów
O wstążki i gwiezdne szlaki
znoszące odległości
O druty i promienie i łańcuchy
Jakież fale stężałego powietrza
drżące na dany znak
Cóż za stop niedowidzenia i światła gwiazd
Cóż za smutna biurokracja szczęścia
bycia z tobą i tylko z tobą
gdy brniemy przez Sądny Dzień

Okno

tłumaczenie Maciej Karpiński

Chłopiec o jasnych włosach noszący grube okulary zajrzał przez moje okno, a raczej w moje okno, bo użył go jako lustra do sprawdzenia swej fryzury i wyrazu twarzy. Obawiałem się, że może dostrzec mnie za swoim odbiciem, ale on przerwał swoją czynność nieświadomy obecności zatopionego w sobie gospodarza tak nędznego pokoju, a ja nie zamierzałem ujawniać się w trakcie jego aktu próżności.

Twoja śmierć

tłumaczenie Maciej Karpiński

Jesteś trupem
piszącym do mnie list
Twoje ciemne okulary leżą obok
na kwadratowym stole
pokrytym zielonym suknem
Piszesz starannie
zdanie po zdaniu
aby jasno wyrazić co masz do powiedzenia
Masz do powiedzenia
że jesteś martwy
umarła twoja nadzieja
umarła wiosna
zdechł nakrapiany koliber
umarła tęsknota
by zabłysnąć znowu
kawałkami z przeszłości
Jesteś związany ze swą śmiercią
nadzieją
nadzieją na wywinięcie się
od śmierci
a potem na stanie
i wymachiwanie bielizną
trzymaną w dłoni
niczym zaproszeniem do następnej próby
Idziesz przez noc
z przyczyną swej śmierci
próbując ją wychwalać
próbując ją sprzedać
próbując jej dosięgnąć
Pogodziłem się z twoją śmiercią
Ona ci dała
wymarzoną piękną głowę
z twarzą o delikatnych rysach
i chociaż nie potrafisz
zamieszkać w tej czaszce
ja to umiem i właśnie robię
wdzięczny ci
za głębokie bohaterstwo
tej bezsensownej wymiany

Modlitwy

tłumaczenie Maciej Karpiński

Ślepiec wielbi cię oczami, głuchy muzyką. Szpital, pole bitwy, izba tortur ślą ci niezliczone błagalne modlitwy. W tę najzwyklejszą z nocy, tak przyjazną, wypełnioną poważnymi rozterkami, dotknij swą dłonią tego niegodnego atramentu, tej wstydliwej pracy. Daj mi znać z niedosięgłych wyżyn swej piękności.

 

Bunt

tłumaczenie Maciej Karpiński

To był straszliwy bunt
Buntowałem się przeciw wyrokom
                       między jej nogami
Ukarałem się dniem odpoczynku
Poszedłem do łóżka z duchem
i schwytałem nasienie w dłoń
Jej zielona bawełniana sukienka była zadarta
Całą noc siedziała okrakiem na mojej twarzy
Zawlokła mnie do Jeruzalem
i poślubiała raz po raz
gdy srebrna gwiazda betlejemska
kasłała i pluła
jak palacz po przebudzeniu
a stan duchowny zmusił mnie do podjęcia
na nowo tej samej codziennej rozmowy

Cena tej książki

tłumaczenie Maciej Karpiński

Wiązałem z tą książką wielkie nadzieje. Wiodło mi się kiepsko. Myślałem, że mogę żyć w jednym miejscu i przestawać z jedną kobietą. Tego ranka szedłem w świetle gwiazd. Przedzierałem się między owieczkami ku pochyłej betonowej posadzce. Nosiłem mój czerwony fartuch i miałem ukochaną kobietę. Chciałem to skończyć, ale to się nie kończyło: moje życie w sztuce. Przysięgałem na zdrowie i życie jakoś z tego wybrnąć. Ale nie było to w mocy tej książki. Teraz to widzę. Wstyd mi, że chcę od ciebie pieniędzy. Owszem, zdarzało się płacić więcej za jeszcze mniej. Płaciłeś. Płacisz. Ale ja muszę trzymać na dystans moje dwa osobne życia. Inaczej ich połączenie skruszy mnie, i zakończę moje życie w sztuce, czego przerażenie nie pozwala mi uczynić.

Roshi

tłumaczenie Maciej Karpiński

Roshi nalał mi szklaneczkę courvoisiera. Siedzieliśmy w chatce na górze Mt. Baldy, było lato 1977. Słuchaliśmy cykania świerszczy.
- Kone - powiedział Roshi - powinieneś napisać wiersz o świerszczach.
- Napisałem już wiersz o świerszczach. Tu w tym miejscu, dwa lata temu.
- Och.
Roshi usmażył kawałki pokrojonej wieprzowiny w oleju słonecznikowym i ugotował błyskawiczny rosół z makaronem. Skończyliśmy butelkę courvoisiera i otworzyliśmy następną.
- Tak, Kone, powinieneś napisać wiersz o świerszczach.
- To bardzo japoński pomysł, Roshi.
- A jak.
Jeszcze trochę posłuchaliśmy świerszczy. Potem zgasiliśmy światło, żeby można było otworzyć drzwi i wpuścić do środka powiew wiatru, unikając nalotu muszek.
- Tak. Świerszcz.
- Roshi, jak według ciebie powinien wyglądać wiersz o świerszczach.
- Dobra:
               ciemna noc (rzekł Roshi)
               rozlega się cykanie świerszcza
               świerszczowa narzeczona nasłuchuje

- Całkiem niezłe, Roshi.

               ciemna noc (zaczął znowu Roshi)
               nagle na ścieżce
               rozlega się cykanie świerszcza
               gdzie mój ukochany?

- Ten mi się nie podoba.

                świerszczu! świerszczu! (wrzasnął Roshi)
                tyś jest mój ukochany
                teraz sama przemierzam ścieżkę
                lecz z tobą nie jestem samotna

- To nie to, Roshi. Ten pierwszy był dobry.
Wtedy świerszcze przerwały na chwilę i Roshi nalał nam obu
courvoisiera. To była spokojna noc.
- Tak, Kone - powiedział Roshi bardzo cicho. Twoje wiersze powinny być smutniejsze.

Ten łajdak

tłumaczenie Maciej Karpiński

Teraz pieprzę się z umarłymi
nie z tobą której piersi płoną
nie z tobą która zrzuciłaś bluzkę

Czemu dzwonisz nagle w środku nocy
jakbyśmy mieszkali w mieście
jakby zrodziło się dziecko
jakby Tajemnica przetrwała

Teraz pieprzę się z umarłymi
nie muszę się starać o pieśń
nie muszę liczyć na palcach

Dlaczego urosły ci dłonie
Po co te obcisłe dżinsy
Masz śnieg na powiece. Twoja
bielizna jest chłodna na brzegach

nie czekam na spadochron
Nie chcę zeskrobać księżyca
Umierając na twoim brzuchu
teraz pieprzę się z umarłymi

Śpiesz się na obiad

tłumaczenie Maciej Karpiński

Śpiesz się na obiad. Śpiesz się do jedzenia. Skończ swoją słabiutką modlitwę, swą robotę w kamieniu, swe sztywne obowiązkowe zabiegi wokół rodzącej kobiety. Śpiesz się do udka na talerzu i zachmurzonego miasta. Pochyl się nad okrągłym światem. Przerwij ochrypłą rozmowę z nie dojebaną kobietą, niezdecydowanym przyjacielem, niezliczonymi wszechświatami, przestań bawić się z nimi w dyplomację. Śpiesz za swym apetytem. Śpiesz do swoich przyrodzonych praw i nocy długich noży i tłuszczu. Śpiesz, robotniku ze świata piosenki. Śpiesz aniele, ukryty duchu, rozśpiewany towarzyszu mojej służalczej pielgrzymki. I śpiesz z powrotem do ciepłego łóżka, gdzie ona śpi w ciemnościach z odwróconą twarzą i gdzie spotykacie się w półśnie, tak czuli dla siebie, jakby to był pierwszy raz. Zaśnij przytulony do jej pleców, ramieniem obejmując jej ciemną talię, z dłonią na jej piersi. Dopóki przez sen nie odwróci się plecami. Muchy obsiadają twoją twarz. Ona nie umie cię zadowolić. Nigdy nie umiała. Śpiesz się do snu. Postaraj się dostać na górę. Dzwony już dzwoniły, wierni wdychają kadzidło. W szparze drewnianych okiennic zaczął się dzień. Pośpiesz się rozciągnąć szeroko swą nagość i dotknąć tak delikatnie, jak kiedyś uczyni to kobieta, która rodzi. Niech zadrżą ci kolana, wyrobniku myśli, pośpiesz się ze swym testamentem. Wymyśl swą pieśń. Wynajdź swą potęgę. Śpiesz się, by narodzić się w łóżku u jej boku. Śpiesz się do haczyka na ryby. Śpiesz się ku swemu przeznaczeniu. Śpiesz się do swej cipy. Do swej wizji Boga. Czas jest jak strzała. Śpiesz się do banku. Do swych nie narodzonych dzieci. Do swego chudego ciała i opalenizny. Wtedy zatańczą ślimaki i czyste niebo nocne przestanie naigrywać się z ciebie. Śpiesz się do swego umartwienia i lekkiej diety. Szybciej niż brud, niż tłuszcz, niż zawiedzione serce. Śpiesz się do masła orzechowego i zimnego napoju w lecie. Śpiesz się do cudu. Śpiesz do pustego żołądka, postu dla uczczenia zwycięstwa, nie wzniesionej świątyni. Obudź ją i pokłóćcie się na łóżku. Jedzcie razem w ciemności. Chwyć okrągły świat i powstrzymaj go od walki i przyciśnij swe usta do spalonej skóry. Jestem twoim martwym głosem.

 

ŚPIESZ SIĘ NA OBIAD - KOMENTARZ

tłumaczenie Maciej Karpiński

Serdeczne dzięki za ucieczkę z języka. Serdeczne dzięki za spokojny oddech pokonanej inteligencji. Dzięki za jasne rozumowanie w obliczu straty. Wielkie dzięki za pozostanie w bezruchu na miejscu, gdy powódź uniosła świat. Wielkie dzięki za odtworzenie w szczegółach wszystkiego, co było przedtem.

Z wolna ją poślubiłem

tłumaczenie Maciej Karpiński

Z wolna ją poślubiłem
Powoli i z goryczą poślubiłem jej miłość
Poślubiłem jej ciało
            razem z nudą i radością
Z wolna zbliżyłem się do niej
Wolno i niechętnie wszedłem do jej łóżka
Zasiadłem przy stole
z głodu i nawyku
            przyszedłem się najeść
Z wolna ją poślubiłem
bez niczyjej pieczęci
bez błogosławieństwa
i w niczyje imię
            wśród gwaru ostrzeżeń
            wśród szeptu przekleństwa
Wszedłem w jej zapach
            nozdrza rozszerzone
Wszedłem w jej chciwość
            z płodnym nasieniem
Lata w tamtą stronę
i droga powrotna
            Z wolna ją poślubiłem
i ukląkłem z wolna
Dziś jesteśmy zranieni
            tak głęboko że
nikt nas już nie zrani
chyba tylko Śmierć
            Przez cały sen Śmierci
wiodą mnie jej usta
Sen jest tylko nocą
            pieszczota wiecznością
Z wolna zbliżyłem się do niej
            wolno poślubionej
i opadły z wolna
            szaty naszego zwątpienia

 
Przekaz

tłumaczenie Maciej Karpiński

otrzymane od Nadaba i Abihu gdy jednym głosem wołali spośród trawiącego ich ognia kary
otrzymane od króla Ai gdy wisiał na drzewie w objęciach świadomości swego wielkiego błędu
otrzymywane wciąż na nowo z lotu kruka, którego wypuścił Noe
otrzymane ze zgiełku kobiet w sercu Samsona
otrzymane z wysokiego czoła olbrzyma, w które ugodził Dawid
     
a serce wciąż się nie otwiera
otrzymane dwukrotnie od Amnona i Tamary, wtulonych w siebie nawzajem, raz w nienawiści, raz w pożądaniu
otrzymane od Salomona  z roztropności jego podeszłego wieku: uwielbienie kobiet
otrzymane od pierwszej oblubienicy w welonie, której nie pokochał oblubieniec
otrzymane prosto z plastra miodu
otrzymane bez słów jako ładunek Wozu Nieświadomości
     
a serce wciąż się nie otwiera
otrzymane na czubku mej głowy z warg jedenastoletniej kobiety w pachnących sosną ciemnościach trzydzieści lat temu
otrzymane przez kryształ  pierwszej burzy śnieżnej w życiu mego dziecka
otrzymane od tego, kto zniszczył List Pocieszenia, mówiąc: Nie ma pocieszenia, nie jest nam potrzebne
     
a serce wciąż się nie otwiera
otrzymane z muzyki w rękawie mej matki
otrzymane z mierniczej laski Rosengartena, nie oznaczonej jak szyjka wiolonczeli
otrzymane od Hershorna gdy zakrywa głowę i zaczyna żyć bez żony
otrzymane z pośladków mojej ciemnej towarzyszki gdy tańczy z moją głową w obecności innych mężczyzn
a serce wciąż się nie otwiera
otrzymywane i otrzymane
aż dotrzemy do serca które nie musi się otworzyć
otrzymane w sześciu językach dymu z cedrowej gitary narzeczonej tancerza
otrzymane z odwiecznego dymu płonących skrzypiec butów i mundurów
otrzymane ze specjalnego światła Jezusa nieskutecznego w specjalnym świetle bólu uformowanego na nowo:
Bądź swoim wrogiem
otrzymane z poświęconej ziemi, w której pogrzebano świnię
otrzymywane i otrzymane
aż znajdziemy serce wolne od otwierania


 


Koniec mojego życia w sztuce

tłumaczenie Maciej Karpiński

To jest koniec mojego życia w sztuce. Wreszcie znalazłem kobietę, której szukałem. Jest lato. Lato, na które zawsze czekałem. Mieszkamy w apartamencie na piątym piętrze Chăteau Marmont w Hollywood. Ona jest piękna jak Lili Marlene. Piękna jak Lady Hamilton. Poza obawą, że ją utracę, nie mam się na co uskarżać. Pełna miara piękna nie została mi odmówiona. Całuję ją codziennie, rano i wieczorem. Pierzaste palmy wznoszą się ponad chmury brudnej mgły. Zasłony się rozsuwają. Na Bulwarze Zachodzącego Słońca samochody mkną wśród namalowanych strzał, słów i linii. O takiej doskonałości lepiej nie mówić nawet szeptem. To jest koniec mojego życia w sztuce. Piję Czerwoną Igłę, trunek, który wymyśliłem w miejscowości Igła w Kalifornii: tequila i żurawiny, cytryna, lód. Pełna miara. Pełna miara nie została mi odmówiona. To się zdarzyło niedługo przed moimi czterdziestymi pierwszymi urodzinami. Piękno i miłość zostały mi dane pod postacią kobiety. Ona nosi srebrne bransolety, po jednej na każdej ręce. Cieszę się mym szczęściem. Nawet jeśli ona odejdzie, będę mówił sobie: pełna miara piękna nie została mi odmówiona. Mówiłem to już w Holston, w Arizonie, w barze naprzeciwko naszego motelu, kiedy myślałem, że ona odejdzie następnego ranka. To jest pijackie gadanie. To mówi Czerwona Igła. Wszystko jest zbyt gładkie. Boję się. Nie wiem, dlaczego. Wczoraj tak się bałem, że ledwo zdołałem nalać Czerwonej Igły mnichowi na szczycie góry Baldy. Boję się i jestem zmęczony. Jestem starym człowiekiem ze srebrnymi ozdobami. Tym sztywnym ruchom nie powinien towarzyszyć dźwięk srebrnych dzwoneczków. Ona na pewno spiskuje przeciwko mnie w łóżku. Ona chce, żebym był Carlo Pontim. Murzyńska pokojówka kradnie moje karty kredytowe. Powinienem samotnie pożeglować między sosnami. Powinienem wziąć się w garść. O Boże, jej brązowa skóra jest taka gładka. Mógłbym sprzedać rodzinny grobowiec. Jestem dość stary, żeby to zrobić. Jestem dość stary, żeby się stoczyć na dno. Lepiej wypiję jeszcze jednego. Gdybym napisał dla niej piosenkę, mógłbym zapłacić za ten apartament. Ona widziała mężczyzn na pustyni, widziała jeźdźców, jak mogłaby zostać tu ze mną? Wprawdzie jestem Bohaterem Sahary, ale ona nie widziała mnie wśród piasku i ognia, jak starałem się opanować zwieracz mego tchórzostwa. Ona nie pojmuje piękna tych słów. Nikt go nie pojmie. Ona nie chce docenić wzruszającej nieśmiertelności mojego życia w sztuce. Nikt nie może tego docenić. Widok Bulwaru Zachodzącego Słońca poprzez kamienne lilie balustrady balkonu. Stół, pogoda, doskonałe warunki dla czterdziestoletniego artysty, sławnego, szczęśliwego, przerażonego. Szósta rano. Szósta pięć. Minuty mijają. Szósta dziesięć. Kobiety. Kobiety i dzieci. Mówią, że nie ma już blasku w Los Angeles, prawdziwego filmowego blasku, ale ten widok Bulwaru Zachodzącego Słońca całkowicie mi wystarcza. Kończy się moje życie w sztuce. Monika śpi. Jej myśli wędrują daleko. Moje poświęcenie zaczyna mnie niepokoić. Ona szybko się nim męczy. Sam się nim zmęczyłem. Ona jest w ciąży. Nasze noce są przez to słodkie. Ona nie urodzi dziecka. Szósta dwadzieścia. Co wieczór pijemy Czerwoną Igłę. Opowiada mi o życiu homoseksualistów w San Francisco. Ciężar jej urody przytłacza mnie. Ludzie w sklepie z alkoholem po prostu dostali zeza i wszystko zaczęło im lecieć z rąk, kiedy weszła ze swoimi długimi włosami i z dzieckiem, które zostanie poświęcone, ubrana w sukienkę ze sklepu ze starzyzną, z twarzą, która drwi ze wszystkich sposobów podobania się tu, w sercu Hoolywood; tak bardzo wypełniają ją siły piękna i muzyki, że boję się tego , ja, który byłem świadkiem końca swego życia w sztuce. Szósta czterdzieści. Chcę wrócić do łóżka i wejść w nią. To jest jedyna chwila pokoju . I jeszcze kiedy ona powoli pochyla się nade mną. To jest zagłada. Piramida na mojej piersi. Chcę się z nią wymieniać krwią. Chcę zrobić z niej niewolnicę. Chcę jej przyrzeczeń. Chcę jej śmierci. Chcę LSD, by usunął wszystkie przeszkody. Chcę przestać się na nią gapić. Szósta pięćdziesiąt. Zrujnowany w Los Angeles. Powinienem znowu zacząć palić. Zacznę znowu palić. Chcę umrzeć w jej ramionach i rzucić ją. Trzeba palić paczkę dziennie, żeby stać się takim mężczyzną. Kiedy podróżowaliśmy razem, zawsze byłem gotów odwieźć ją na najbliższe lotnisko i powiedzieć do widzenia, ale teraz chcę , żeby beze mnie umarła. Dzisiaj znowu zacząłem ćwiczyć. Potrzebuję siły. Potrzebuję mężczyzny w lustrze, który przy goleniu będzie mi szeptał słowa otuchy i wciąż na nowo opowiadał o tych szlachetnych, którzy dali sobie radę z tym wszystkim.

Roshi raz jeszcze

Tłumaczenie Maciej Karpiński

Dziś wczesnym rankiem byłem u Roshiego. W jego ciepłym pokoju pachniało kadzidłem. Wkrótce zobaczyłem, jak Roshi zwisa na gałęzi, trzymając się zębami. Rozśmieszyło mnie to. Ale nie chciało mi się śmiać. Potem grał na mojej gitarze. Z góry wyglądał na starego i zmęczonego. Z dołu robił wrażenie rześkiego i silnego. Zniszcz konkretne ja, a pojawi się absolut. Przemawiał do mnie łagodnie. Czekałem na naganę. Nie zjawiła się. Czekałem, ponieważ nagana jest w każdym innym głosie, mówiącym do mnie, tylko nie w jego. Zadzwonił swoim dzwoneczkiem. Ukłoniłem się i wyszedłem.

Odwiedziłem go znowu po kilku strasznych godzinach spędzonych przed lustrem. Znów wisiał na gałęzi. Spoglądał w dół z lękiem. Bał się, że spadnie. Bał się śmierci. Wszystko zależało od tej gałęzi i od jego zębów. Oto konkretne ja. Oto zatopienie się w konkretnym sobie. Grał na mojej gitarze. Naśladował moje własne chwyty. W końcu wynalazł kogoś kto mu przerwał. Ukazał mi to zatopienie się w konkretnym sobie przerwane pytaniem: Skąd wziął się ten świat? Kazał mi odpowiedzieć. Jego głos był spokojny i poważny. Byłem spragniony jego powagi po tych objawach frywolnej wesołości i po rozpaczy godzin spędzonych przed lustrem. Nie umiałem odpowiedzieć. To trudne, powiedział, sięgając po dzwoneczek. Ukłoniłem się i wyszedłem.

Polityka tej książki

tłumaczenie Maciej Karpiński

Wiele lat temu siedziałem w tym ogrodzie, przy tym samym stole, wśród przodków stokrotek, które otaczają mnie teraz. Byłem wtedy naćpany i szczęśliwy. Potrafiłem pisać jakby poraziło mnie słońce. Ale dosyć o przeszłości. Oto jest ranek w marcu 1975.

Trzmiele już się pojawiły. Ptaki hałasują w zbiorniku na deszczówkę. Pojedyncza nić pajęczyny, zaskakująco biała w słońcu, wybiera się na łowy. Kilka motyli zamierza użyźnić moje świeżo wyczyszczone buty. Kot wyostrza kontur muru skradając się po jego szczycie, a potem, gdy się cofa, przywraca mu pozycję poziomą.

Nie pozostanę tu długo. Bardzo się śpieszę. Wybieram się do Jerozolimy. Pojadę razem z radosnymi izraelskimi żołnierzami i królem Arabii Saudyjskiej, by uklęknąć w miejscu, które nam obiecano.

Pszczoła próbuje dostać się do jednego z żółtych kwiatów, pnących się po murze, wygląda jak kobieta mocująca się ze zdejmowaną przez głowę sukienką. Słońce wspina się na środek nieba i tam zatrzymuje. Jest południe. Rozlega się bicie dzwonów z wieży katedralnej. Wielkie szufle dźwięku spadające na dno grobu naszego działania. Dźwięk wypełnia każdy skrawek przestrzeni i wszystkie myśli. Włącza się przeszłość. Zagarnia nas, warstwa po warstwie teraźniejszości, chowając pod ogromnym bursztynowym przyciskiem do papierów.

Jednak nie pojadę do Jerozolimy. Będziesz musiała pojechać tam sama. Jerozolima jest twoja. Została ci ofiarowana przez anioły tradycji i czasu. Ale ja nie mogę pojechać. I tak nie osłabię twego zainteresowania wojną. Chcesz "poddać próbie zwieracz twojego tchórzostwa wśród piasku i ognia". Do widzenia.

Jeśli spojrzysz na siebie, będę tutaj, przy tym stole, w tym ogrodzie, gdzie trzmiel gramoli się w głąb żółtego kielicha jak szarżujący byk, słońce przepala na wylot moje czarne spodnie i moja żona powtarza w kółko, "Czy czułeś słodycz wszechświata w zapachu mojej cipki?", a ptaki w końcu zestroiły w jedno swój śpiew.

Miało cię tu nie być

tłumaczenie Maciej Karpiński

Miało cię tu nie być
Miałaś mnie nie szukać
To jest zła strona milczenia
To jest głuchy łoskot
           odrzucanego narzędzia
To jest Niewola

Żądasz szczegółów
Chcesz znać nazwę ulicy
Miało cię tu nie być
          w imię Boga

Znowu na mnie czekasz
Czekasz u wylotu
            Tunelu Miłości
Ale gdzie podziała się rwąca rzeczka
Gdzie jest kolorowa łódź

Gdyby tylko koliber
mógł łyknąć twego pożądania
Gdyby zielone źdźbła i liście
skorzystały na twojej tęsknocie
Gdyby kobiety zerkały
przez twoje ramię
na mapę Wiecznego miasta

Wygląda na to że nic nie może się oderwać
od tego dziwacznego pomnika
Nic zrobionego ani zrodzonego
nie rozdzieli cię
           od mojej fikcyjnej nieobecności

Wszyscy Mesjasze zgadzają się ze mną
Miło ci ę tu nie być
Wszyscy Mesjasze potwierdzają
Miałaś mnie nie szukać

 

Ostatnie badanie

tłumaczenie Maciej Karpiński

Mam prawie 90 lat
Wszyscy których znałem wymarli
oprócz Leonarda
Wciąż można go zobaczyć
jak kuśtyka ze swoją miłością

OSTATNIE BADANIE - KOMENTARZ

tłumaczenie Maciej Karpiński

Zbadałem jego śmierć. Jakkolwiek jej stan budzi pewne obawy, wątpię, czy znów zastaniemy tę tę starą kozę przy skubaniu koronkowych brzeżków różnych form zbawiania. Jestem bardziej prostacki, niż on był kiedykolwiek, ale nigdy nie miałem ambicji w dziedzinie ćwiczeń duchowych. Co więcej, jego śmierć jest bezpłciowa i nie przyda się w polityce. W powietrzu czuć mdlący, słodki zapach, z którym zdaje się on ma coś wspólnego. Przysięgam policji, że występowałem, i nadal występuję, jako jeden z jego głosów. W barku znaczenia tych stronic widzę cień nadciągającej skromności. Jego śmierć należy do przeszłości. Naczytałem się. Dobrze mnie obsłużono. Jestem zadowolony i poddaję się. Niech żyje małżeństwo mężczyzn i kobiet. Niech żyje jedno serce.